MONGOLSCY WOJOWNICY SKRYWANI PRZEZ FALĘ CIEMNOŚCI. Zapis sesji.
Dzisiaj CHCIAŁABYM Podzielić się INFORMACJAMI NA TEMAT SESJI, KTÓRĄ ZARAZ obejrzycie.
Dałam jej tytuł MONGOLSCY WOJOWNICY SKRYWANI PRZEZ FALĘ CIEMNOŚCI. Kolejna niesamowita osoba pozwoliła wykorzystać swoją sesję. Ma na imię Ela. Dziękuję Ci Elu za zgodę na używanie Twojego imienia i możliwość przedstawienia sesji szerszemu gronu. Publikacja sesji pozwala na poszerzanie świadomości o tym, że przyczyny wielu naszych kłopotów leżą w sferze metafizycznej.
Ela zgłosiła się do mnie niedawno, bo w październiku 2020, i od samego początku mówiła o trudnych relacjach z krewnymi, i o tym, że wszystkie problemy rodzinne, które wydarzyły się w dalszej lub bliższej rodzinie spadają bezpośrednio na nią.
Ela bardzo dobrze weszła w ten fantastyczny głęboki stan relaksu, gdy praca fal mózgowych oscyluje pomiędzy falami alfa a theta, była bardzo dzielna, odważna i bardzo zdeterminowana, aby się wyzwolić.
Co prawda przyczyna problemu Eli pojawia się od razu na początku, ale w zawoalowanej formie, i nie dawało się odkryć co kryje się w tej ciemności, która zaciskała się na niej. Dopiero trzeba było odbyć wędrówkę do przeszłości i przyjąć pomoc przodków, by móc to przełamać.
Od początku sesji Ela czuje, że trzyma ją ciemność, ręce, nogi i korpus są stopione z ciemnością. Jedyne co może to czołgać się w kierunku jaśniejszej ciemności w nadziei, że będzie lepiej. To było bardzo symboliczne, w kontekście problemu nad jakim chciała pracować czyli wszystkimi rodzinnymi problemami, które dosłownie zwalały się na nią. Czołganie przedstawiało jej życie na planie fizycznym, gdy na co dzień musiała z ciężkim mozołem brnąć przez życie od problemu do problemu.
W tej sesji nie można było odkryć zakrytego bez pomocy przodków. Kręciłyśmy się w kółko, nie mogąc odkryć co skrywa ciemność, pomogło dopiero zaakceptowanie pomocy przodków.
Ta sesja to piękny przykład jak można skorzystać na przyjęciu pomocy przodków, Ela dostała wskazówki i wsparcie konieczne do tego, aby mogła odkryć wspomnienia wydarzeń z przeszłości, mających znaczący wpływ na teraźniejszość.
Aby odkryć zakryte trzeba było cofnąć się do czasów, gdy dawno temu Ela mieszkała we wschodniej Azji, uciekła z miejsca i od ludzi z którymi nie chciała być, ale nie udało jej się to całkowicie, bo na planie energetycznym wojownicy mongolscy, od których uciekła, nadal ją trzymali w uścisku i blokowali w rozwoju.
Warto też posłuchać tego fragmentu sesji, gdy pojawia się babcia, bardzo jasna postać, jej wysokie wibracje nigdy nie pozwoliły ciemności na przekroczenie progu domu, gdzie było zawsze ciepło, jasno i bezpiecznie. Babcia mówiła, że w tej ciemności skrywają się siły nieczyste i miała rację. W ciemności skrywał się strach i wojownicy gotowi zabijać.
Ela dowiedziała się bardzo dużo o innej, dobrej stronie swojego rodu, co zapewne ją wzmocniło i odważnie stawiła czoła wojownikom i ciemności. i bardzo się cieszę, ze dane mi było przeprowadzić tę sesję dla Eli.
Mam nadzieję, że i tobie również uda się skorzystać na odsłuchaniu tej sesji, i dowiedzieć czegoś dla siebie. To tak trochę działa, że każda odsłuchana sesja poszerza naszą świadomość i wyciągamy z niej coś dla siebie, czasem znajdujemy odnośniki do własnej sytuacji, a czasem oddziałujemy na inne wymiary, w których funkcjonujemy. Może uda ci się odkryć, że jesteś kimś o wiele wiele większym, niż masz obecnie świadomość.
Ela – Duch samobójcy zatruł życie nowym właścicielom domu i sąsiadom. Zapis wideo.
Dzisiaj przychodzę do Was z sesją Eli, w czasie swojej drugiej sesji chciała poznać przyczyny swojej frustrującej relacji z bratanicą, którą wychowuje.
Przyczyna okazała się zaskakująca, choć zrobiłam już trochę spoiler. Zapraszam do obejrzenia!
Krzysztof – Dlaczego moje relacje z innymi są powierzchowne? Zapis sesji.
Z Krzysztofem w trakcie sesji regresji wcieleniowej szukamy powodów dlaczego jego relacje z innymi są powierzchowne i niesatysfakcjonujące. Odpowiedź leżała w jego wcieleniu w okresie Średniowiecza, gdy żył wśród ludów germańskich.
Zapraszam do obejrzenia i życzę wysokich wibracji!
Mirek sesja 3 – Niewidzialne buty na stopach od milionów lat – zapis sesji.
Dzisiaj trzecia sesja hipnozy regresyjnej Mirka. Poszukujemy blokad, które separują go od jego własnego super-geniuszu. Zapraszam do obejrzenia i życzę wysokich wibracji!
Mirek sesja 1 – Aborcja, duch brata całkowicie przejął życie. I świat się zawalił. Zapis sesji.
Mirek zdecydował się na pakiet sesji pod nazwą Odkrywanie Potencjału.
Chciał zweryfikować:
👉🏽 Gdy był dzieckiem miał koszmar, że świat się zawalił i chciał się dowiedzieć co to oznaczało.
👉🏽 W czasie warsztatów ukierunkowanych na rozwój, zobaczył ogromne oko i był przekonany, że należy ono do jego nienarodzonego brata – ten obraz wywołał w nim ogromną falę emocji, dlatego w czasie sesji chciał się dowiedzieć czy u brata, który był abortowany i nigdy się nie narodził, jest wszystko w porządku.
Czy Regresja Hipnotyczna czy Hipnoza Regresyjna może być wykonana online, przez Internet?
TAK, TAK, TAK. Choć jest jeden wyjątek, o którym napiszę na koniec.
Wykonuję sesje online nawet osobom, które mieszkają w tym samym mieście, aby mogły doświadczyć regresji będąc w komfortowym zaciszu swojego domu. Dlaczego tak się dzieje? Bo jesteśmy coraz bardziej zabiegani. Mamy pracę, szkołę, dzieci, sport, pełnimy funkcje społeczne i charytatywne, mamy własne hobby itd. Często mieszkamy poza większymi miastami i trudniej jest nam dojechać na sesję.
Sesja Hipnozy Regresyjnej online jest wspaniałym rozwiązaniem dla osób dysponujących ograniczoną ilością czasu i mieszkających z dala od większych ośrodków, oferuje możliwość skorzystania z korzyści Hipnozy Regresyjnej, gdy ciało fizyczne przebywa wygodnie we własnym domu. Jest to również świetne rozwiązanie dla osób, które podróżują, a chciałyby mieć sesję będąc w innym zakątku świata, nawet jeśli ten zakątek jest położony na innym kontynencie.
Wszystko czego potrzebujesz to komputer z kamerą, stabilne połączenie z Internetem, słuchawki z mikrofonem, takie jakie używane są do gier komputerowych, telefon na wszelki wypadek, gdyby zostało przerwane połączenie internetowe oraz wygodne miejsce, najchętniej kanapa lub fotel (omijamy łóżko, proszę).
Nawet jeśli tak się zdarzy, że zerwie się połączenie, nie ma żadnego zagrożenia płynności procesu, poczujesz jakby delikatne wybudzenie, podłączysz Internet ponownie i wrócisz do miejsca, w którym utraciliśmy połączenie. Z tego odmiennego stanu świadomości jakim jest stan hipnotyczny nie wychodzi się błyskawicznie, ale stopniowo.
W swojej praktyce nie zauważyłam różnic pomiędzy sesjami na żywo, a sesjami online. Można to uznać za fenomen, ale gdy głębiej zastanowimy się nad naturą świata, wszechświatów i galaktyk, w kontekście najnowszych odkryć fizyki kwantowej oraz samej natury świata niefizycznego, gdzie czas i przestrzeń nie istnieją, a raczej istnieją w sposób zupełnie inny niż jesteśmy to w stanie ogarnąć logicznym umysłem, to w zasadzie nie widać powodów dla których sesje online miałyby mieć inne efekty niż sesje osobiste w realu. Działają równie skutecznie.
Sam proces jest taki sam, choć każda sesja jest inna. Przez sesję Hipnozy Regresyjnej przeprowadza cię twoja własna Nadświadomość i Podświadomość, pokazując różne sceny powiązane z problemami jakie masz w obecnym życiu. To właśnie one pomagają zobaczyć wszystko z innej perspektywy, dzięki czemu wszystko układa się jak puzzle większej układanki. W czasie tego procesu połączysz się z Podświadomością i Nadświadomością, by uzyskać odpowiedzi na pytania jakie możesz mieć odnośnie obecnego życia.
Twoja wstępna konsultacja
Wstępna konsultacja jest bezpłatna, trwa ok. 30 minut i odbywa się przez skype. Jest to czas, który daje ci możliwość zobaczenia mnie „osobiście”, opowiedzenia o swoich celach i nadziejach związanych z sesją Hipnozy Regresyjnej, odpowiedzenia na twoje wszelkie pytania związane z Hipnozą Regresyjną. Omawiamy także możliwości i następne kroki.
Jak działa Hipnoza Regresyjna online?
Sesja online różni się od sesji „osobistej na żywo” tylko tym, że nie jesteśmy w tym samym pomieszczeniu, ale jesteśmy połączeni dzięki dostępnej nowoczesnej technologii. Wszystkie pozostałe aspekty sesji pozostają niezmienne. Zostaniesz wprowadzona/y w stan głębokiego relaksu, w którym będziemy pracować z Podświadomością i Nadświadomością.
Po zakończeniu pracy zostaniesz wyprowadzona/y z relaksu do stanu dziennej świadomości i zakończymy sesję.
Wiem, że możesz się trochę bać, ale chciałabym podkreślić, że każda hipnoza jest autohipnozą, nikt nie może ci niczego nakazać zrobić czy powiedzieć, czy zareagować w sposób jakiego sobie nie życzysz. Będziesz całkowicie przytomna/y i świadoma/y w czasie hipnozy i nie ma obawy „niemożności obudzenia się”. Po prostu tak się nie dzieje. Kropka.
Hipnoza Regresyjna online z osobą wspomagającą czyli Telepatą
Jest to metoda opracowana przez Calogero Grifasi. Od początku swojej działalności był on zarzewiem podziałów w świecie Hipnozy Regresyjnej. Podważając i obalając stosowane dotąd techniki oraz istniejące filozofie stworzył metodę rewolucyjną i postępową, stanowiącą temat niekończących się dysput, będącą jednocześnie innowacyjnym podejściem do rozumienia hipnozy regresyjnej, o którym nikt nawet nie śnił kilka lat wcześniej:
- Sesje prowadzi się przez Internet, w domowym zaciszu, co daje klientowi poczucie komfortu, z możliwością konsekutywnego tłumaczenia na język obcy (zwykle ojczysty), z możliwością publikacji w Internecie za zgodą klienta.
- Sesje z osobą wspomagającą dla tych osób, które wcześniej nie mogły wziąć udziału w sesji Hipnozy Regresyjnej z powodu słabej podatności, utrudnień psychicznych, emocjonalnych, fizycznych i logistycznych.
Metoda Grifasi wywołała prawdziwą rewolucję w dziedzinie hipnozy. Jako pierwsza nie dopuszcza do interwencji obcych bytów w środowisku hipnotycznym i energetycznym w celu niesienia fałszywej pomocy w rozwiązaniu problemu, tym samym unikając pułapek i sztuczek, zbędnego ryzyka i oddawania panowania nad sobą innym bytom, co zawsze może zagrozić efektowi sesji.
Dzięki pracy tą metodą część subtelna klienta odkrywa i rozumie mechanizmy, które doprowadziły do ingerencji międzywymiarowej, a dzięki zrozumieniu odzyskuje moc, by ingerencję samodzielnie anulować.
Metoda Grifasi odniosła spory sukces; w ciągu kilku lat zaczęto pracować w języku włoskim, hiszpańskim, francuskim, polskim, rumuńskim i rosyjskim, a lista języków nadal się powiększa. Wśród moich klientów była osoba posługująca się językiem tureckim jako ojczystym i sesję zrobiłam z tłumaczem na język turecki.
Co wybrać, Hipnozę Regresyjną czy Regresję Niehipnotyczną?
Hipnotyczna czy niehipnotyczna, to zależy od ciebie i od tego z czym czujesz się bezpieczniej oraz od twoich osobistych zdolności jak głęboko w ten odmienny stan świadomości umiesz wejść… więcej na ten temat w następnym artykule, do którego zaproszę już wkrótce.
Wyjątek
Jedynym wyjątkiem jest sesja QHHT (Quantum Healing Hypnosis Technique), która jest nastawiona głównie na naprawianie ciała fizycznego.
Więcej o samej metodzie QHHT (Quantum Healing Hypnosis Technique) można poczytać klikając w powyższy link.
Refleksje nad ingerencją międzywymiarową, obcą instalacją, kontrolą ludzkości i jak im przeciwdziałać
Zanim przejdę do tematyki „kwestii nad kwestiami” (topic of all topics) chciałabym podkreślić, że to o czym poniżej napiszę nie jest teorią ani zbiorem informacji jakie przytaczam na jej poparcie. To efekty moich własnych doświadczeń, pracy i badań jakie prowadzę w sferze energetycznej i eterycznej otaczającego mnie świata, a cytatami posługuję się wtedy, gdy według mojej oceny dobrze interpretują lub przybliżają fakty z jakimi osobiście było mi dane się zetknąć.
„Kwestia nad kwestiami” to temat ingerencji międzywymiarowych dokonywanych permanentnie na ludziach przez obce instalacje, przez „drapieżcę” działającego w sferze energetycznej. Nie ma jednego wzorca i nie ma jednego scenariusza.
Z tematem „kwestii nad kwestiami” zetknęłam się wiele lat temu przy okazji zapoznawania się z pracą różnych osób wskazującą na faktyczne istnienie takich ingerencji, mających bezsprzeczny i tragiczny wpływ na nasze życie.
Świat i nasza świadomość są jak cebula, składają się z wielu warstw. Po kolei odkrywają się przed nami kolejne warstwy i odsłaniają się sprawy, które nazywam faktami energetycznymi. Widzimy to, co jesteśmy gotowi zobaczyć, do czego przygotowaliśmy się swoją wewnętrzną pracą. Ale nawet wtedy nasz-nie-nasz racjonalny umysł będzie poddawał to pod wątpliwość.
Z mojej pracy wynika, że nie każdy proces reinkarnacji jest czysty, niektóre są skażone manipulacją, ingerencją międzywymiarową i obcą instalacją, a każde wcielenie ma swoją warstwę fizyczną, eteryczną, emocjonalną i mentalną. To, co zobaczymy w czasie regresji duchowej jest uzależnione od tego, co jesteśmy gotowi zobaczyć. Ale czy zobaczymy tylko fizyczną część i powierzchowną część energetyczną jest uzależnione nie tylko od ciebie.
Ile zobaczymy w czasie regresji duchowej, jest uzależnione od dwóch stron w niej uczestniczących. Pierwszą stroną jesteś ty – twoja własna percepcja, twoja własna świadomość i twoja własna nieświadomość. W zależności od tego na co jesteś gotowy – w trakcie regresji możemy przebadać swoje poprzednie wcielenia i czas pomiędzy nimi od strony fizycznej i powierzchownej energetycznej lub możemy zajrzeć głębiej, gdy zostanie nam odsłonięty woal iluzji rozpięty nad naszą świadomością. A ponieważ w trakcie sesji nie jesteś w tym procesie sam, to samo dotyczy regresera, czyli osoby prowadzącej sesję.
Świadomość regresera pozwala na eksplorację przestrzeni ukrytych pod owalem manipulacji i sekwencji iluzji, którą nie-nasza część umysłu racjonalnego będzie mimo wszystko uparcie wypierać i ignorować ze strachu przed utratą kontroli nad naszą częścią umysłu i ciała energetycznego/astralnego. Jeżeli regreser nie posiada świadomości i wiedzy na temat intereferencji międzywymiarowych, podczepień i operacji wykonywanych na naszych ciałach energetycznych i astralnych, w trakcie sesji woal iluzji nie zostanie odsłonięty i w tym zakresie tematy nie zostaną przebadane.
„Znane i nieznane należą do tej samej kategorii, gdyż jedno jak i drugie znajduje się w zasięgu ludzkiej percepcji, natomiast wszystko, co przekracza granice naszej percepcji, jest niepoznawalne. Świat jest taki, na jaki wygląda, a jednak taki nie jest. Nie jest tak stały, jak każą nam wierzyć zmysły, ale nie jest też ułudą. Coś z zewnątrz działa na nasze zmysły, więc postrzegamy, ale to co postrzegamy nie jest faktem tego samego rodzaju, gdyż uczymy się, co powinniśmy dostrzegać. Iluzją jest to co dostrzegają nasze zmysły (ta wyuczona interpretacja).”
~ Carlos Castaneda
Bańka percepcji
„Znajdujemy się wewnątrz bańki, w której zostaliśmy umieszczeni w momencie narodzin. Z początku bańka, jest otwarta, ale potem zaczyna się zamykać, aż w końcu, zostajemy w niej zapieczętowani. Ta bańka to nasza percepcja. Przez całe życie pozostajemy w jej środku. A to, co postrzegamy na jej zakrzywionych ściankach, jest naszym własnym odbiciem. To co się odbija jest naszym obrazem świata (opis, który stał się obrazem). Zadanie nauczyciela polega na przemianie obrazu tak, aby przygotować świetlistą istotę na moment otwarcia bańki z zewnątrz przez dobroczyńcę. Bańkę otwiera się, żeby pozwolić świetlistej istocie zobaczyć swoją pełnię.”
~Carlos Castaneda
Poniżej cytat z ostatniej napisanej przez Carlosa Castanedę książki „Aktywna strona nieskończoności” poruszający tematykę z jaką się stykam w swojej pracy.
* * *
… Mamy towarzysza na całe życie – powiedział tak dobitnie, jak tylko potrafił. – Drapieżcę, który przybył z otchłani kosmosu i zawładnął naszym życiem. Ludzie są jego więźniami. Ten drapieżca jest naszym panem i władcą. Zrobił z nas potulne, bezradne baranki. Jeżeli chcemy się zbuntować, bunt zostaje zdławiony. Jeżeli chcemy działać niezależnie, rozkazuje nam, byśmy tego nie robili.
[…]
– Tylko dzięki samodzielnym staraniom dotarłeś do czegoś, co szamani starożytnego Meksyku nazywali kwestią nad kwestiami – rzekł don Juan. – Tym razem cały czas owijałem rzeczy w bawełnę, sugerując ci, że jesteśmy przez coś więzieni. I rzeczywiście, coś nas więzi! Dla czarowników starożytnego Meksyku był to fakt energetyczny.Zawładnęli nami, ponieważ jesteśmy ich pożywieniem, i uciskają nas bezlitośnie, ponieważ utrzymujemy ich przy życiu. My hodujemy kurczęta na kurzych fermach, gallineros, drapieżcy zaś hodują nas na ludzkich fermach, humaneros. Dlatego zawsze mają co jeść.
Poczułem, że gwałtownie kręcę głową na boki. Nie potrafiłem wyrazić swego głębokiego zaniepokojenia i niezadowolenia, ale moje ciało zaczęło się poruszać, by dać upust tym uczuciom. Trząsłem się cały, od włosów na głowie po czubki palców stóp, zupełnie bezwolnie.
– Nie, nie, nie, nie – usłyszałem swój głos. – To absurd, don Juanie. To, co mówisz, jest potworne. To po prostu nie może być prawda, ani dla czarowników, ani dla przeciętnych ludzi, ani dla nikogo.
– Dlaczego nie? – zapytał chłodno don Juan. – Dlaczego nie? Bo cię to doprowadza do szału?
– Tak, doprowadza mnie to do szału – odparłem sucho. – Twoje sugestie są potworne!
– No cóż – powiedział – nie wysłuchałeś jeszcze wszystkich moich sugestii. Poczekaj chwilkę i potem oceń, co na ten temat sądzić. Zaraz dostaniesz się w prawdziwą nawałnicę. To znaczy, że twój umysł zostanie wystawiony na zmasowany atak, a ty nie będziesz mógł się poddać i sobie pójść, bo jesteś w pułapce. Nie dlatego, że cię uwięziłem, ale dlatego, że coś ukryte głęboko w tobie nie pozwoli ci odejść, choć jakaś część ciebie po prostu wpadnie w szał. Tak więc, przygotuj się!
– Chcę przemówić do twojego analitycznego umysłu – rzekł don Juan. – Zastanów się przez chwilę, a potem mi powiedz, jak byś wytłumaczył sprzeczność pomiędzy inteligencją człowieka-inżyniera i głupotą jego przekonań albo głupotą jego pełnego sprzeczności zachowania.
Czarownicy są przekonani, że to drapieżcy dali nam przekonania, nasze pojęcia dobra i zła, nasze prawa społeczne. To oni stworzyli nasze nadzieje i oczekiwania, sny o powodzeniu i myśli o porażce. Dali nam pożądanie, chciwość i tchórzostwo. To przez drapieżców jesteśmy tak zadowoleni z siebie, schematyczni i egoistyczni.
– Ale jak można tego dokonać, don Juanie? – zapytałem, jakby bardziej jeszcze rozeźlony tym, co mówi. – Szepcą nam to wszystko do ucha, kiedy śpimy?
– Nie, nie robią tego w ten sposób. To idiotyczny pomysł! – odparł z uśmiechem. – Są nieskończenie skuteczniejsi i bardziej zorganizowani, niż ci się zdaje. Aby zapewnić sobie naszego posłuszeństwo, uległość i słabość, drapieżcy wykonali fantastyczne posunięcie – fantastyczne, oczywiście, z punktu widzenia strategii wojennej, a przerażające z punktu widzenia tych, przeciwko którym zostało skierowane. Oddali nam swój umysł! Słyszysz, co mówię? Drapieżcy oddają nam swój umysł, który staje się naszym umysłem. Umysł drapieżców jest barokowy, pełen sprzeczności, posępny, przepełniony obawą przed zdemaskowaniem, które może nastąpić lada chwila.
Wiem, że choć nigdy nie cierpiałeś głodu – ciągnął – odczuwasz niepokój związany z jedzeniem, który nie jest niczym innym, jak niepokojem drapieżcy, że w każdej chwili jego posunięcie zostanie odkryte i zabraknie mu pożywienia. Poprzez umysł, który w końcu jest ich umysłem, drapieżcy wtłaczają w życie ludzi wszystko, co im pasuje. W ten sposób zapewniają sobie pewne bezpieczeństwo, które niczym bufor neutralizuje nieco ich strach.
– To nie o to chodzi, don Juanie, że nie mogę przyjąć tego ot tak – powiedziałem. – Mógłbym to zrobić, ale jest w tym coś tak ohydnego, że mnie po prostu odrzuca. Zmusza mnie do zajęcia w tej sprawie stanowiska oponenta. Jeżeli to prawda, że nas zjadają, jak to się odbywa?
Na twarzy don Juana malował się szeroki uśmiech. Był zadowolony jak wszyscy diabli. Wyjaśnił mi, że czarownicy widzą niemowlęta jako dziwne, świetliste kule energii, pokryte od samej góry do samego dołu czymś w rodzaju lśniącej otoczki, przypominającej plastykową pokrywę, ciasno dopasowaną do ich kokonu energii. Powiedział, że to właśnie ta lśniąca otoczka świadomości stanowi pożywienie drapieżców i że do czasu osiągnięcia przez człowieka dorosłości pozostaje z niej jedynie wąski strzęp, który biegnie od podłoża do czubków palców u stóp. Strzęp ten pozwala ludzkości zaledwie na przeżycie, ale nic ponadto.
Zupełnie jak we śnie słyszałem, jak don Juan Matus wyjaśnia mi, że o ile mu wiadomo, człowiek jest jedynym gatunkiem istot, u którego lśniąca otoczka świadomości leży poza tym świetlistym kokonem. Dlatego też jest łatwą zdobyczą dla świadomości innego rzędu, takiej jak ciężka świadomość drapieżcy.
Następnie powiedział coś, co zdruzgotało mnie doszczętnie. Stwierdził, że ów wąski strzęp świadomości stanowi samo centrum autorefleksji, w której człowiek nieuleczalnie się pogrążył. Grając na naszej autorefleksji, która jest jedynym ocalałym punktem świadomości, drapieżcy tworzą rozbłyski świadomości, które następnie bezwzględnie pożerają. Podsuwają nam idiotyczne problemy, które wymuszają powstanie tych rozbłysków świadomości, i w ten sposób utrzymują nas przy życiu, żeby później móc się odżywiać owymi energetycznymi rozbłyskami powstałymi dzięki naszym niby-problemom.
Musiało być coś w tym, co mówił don Juan; byłem w tym momencie tak zdruzgotany, że najzwyczajniej w świecie zrobiło mi się niedobrze.
Po chwili, wystarczająco długiej, bym zdążył dojść do siebie, zapytałem go:
– Ale dlaczego czarownicy starożytnego Meksyku i współcześni czarownicy nic z tym nie robią, choć widzą drapieżców?
– Ani ty, ani ja nic nie możemy z tym zrobić – odrzekł don Juan poważnym, smutnym głosem. – Jedyne, co nam pozostaje, to poddać się dyscyplinie, dzięki której w końcu nie będą mogli nas tknąć. Jak chcesz wymagać od innych, by wzięli na siebie taki trud? Wyśmieją cię i wyszydzą, a co bardziej agresywni dadzą ci taki wpierdol, że popamiętasz. I zasadniczo nie dlatego, żeby nie chcieli ci wierzyć. Głęboko w każdym człowieku tkwi atawistyczna, intuicyjna świadomość istnienia drapieżców.
Mój analityczny umysł podnosił się i opadał niczym jo-jo. Puszczał mnie i wracał, puszczał i znowu wracał. Twierdzenia don Juana były po prostu niedorzeczne, niewiarygodne, a jednocześnie tak niezwykle sensowne i proste. Tłumaczyły każdą sprzeczność ludzkiego zachowania, która tylko przyszła mi na myśl. Ale jakżeż można było traktować to wszystko poważnie? Don Juan wpychał mnie pod lawinę, która mogła pochłonąć mnie na zawsze.
Uderzyła we mnie kolejna fala poczucia zagrożenia. Choć nie ja byłem jego źródłem, było ono jednak ze mną związane. Don Juan coś ze mną robił, coś niejawnie dobrego i potwornie złego zarazem. Odczuwałem to jako próbę przecięcia cienkiej warstewki czegoś, czym byłem jakby oklejony. Jego oczy wpatrywały się we mnie nieruchomo. Odwrócił wzrok i zaczął mówić, nie patrząc już w moją stronę.
– Jeżeli tylko kiedyś zaczną cię niebezpiecznie trapić jakieś wątpliwości – powiedział – zareaguj pragmatycznie. Wyłącz światło. Przeniknij ciemność; przekonaj się, co dostrzegasz.
Wstał, żeby wyłączyć światło. Powstrzymałem go.
– Nie, nie, don Juanie – odezwałem się – nie wyłączaj światła. Wszystko w porządku.
Czułem w tamtej chwili bardzo niezwyczajny jak na mnie strach przed ciemnością. Na samą myśl o niej zaczynałem ciężko dyszeć. Nie miałem wątpliwości, że intuicyjnie coś sobie uświadamiam, ale nie śmiałem tego dotknąć ani w pełni sobie uzmysłowić, za żadne skarby tego świata!
– Dostrzegłeś ulotne cienie na tle drzew – powiedział don Juan, siadając z powrotem na swoim krześle. – To bardzo dobrze. Chciałbym, żebyś zobaczył je w tym pokoju. Nie będziesz niczego widział. Będziesz zaledwie wychwytywał ulotne obrazy. Na to masz dość energii.
Obawiałem się, że don Juan i tak wstanie i zgasi światło; tak też zrobił. Dwie sekundy później darłem się na całe gardło. Nie dość, że faktycznie kątem oka dostrzegłem owe ulotne obrazy, to jeszcze usłyszałem, jak brzęczą mi koło ucha. Don Juan skręcał się ze śmiechu, włączywszy na powrót lampę.
– Ależ ten gość ma temperament! – orzekł. – Z jednej strony totalny sceptyk, a z drugiej totalny pragmatyk. Będziesz musiał sobie zaaranżować tę wewnętrzną walkę. Inaczej napuchniesz jak wielka ropucha i w końcu strzelisz. Coraz głębiej wbijał mi szpilę.
– Czarownicy starożytnego Meksyku – powiedział – widzieli drapieżcę. Nazwali go latawcem, bo skacze w powietrzu. Nie jest to urzekający widok. To wielki cień, mroczny i nieprzenikniony, czarny cień, który w podskokach przemieszcza się w powietrzu. Potem ląduje płasko na ziemi. Czarowników starożytnego Meksyku niezwykle nurtowało pytanie, kiedy pojawił się on na Ziemi. Rozumowali tak, że człowiek w pewnym okresie musiał być istotą doskonałą, obdarzoną fenomenalnym wglądem, zdolnym do takich wyczynów percepcji, że dziś są one przedmiotem legend. A potem wszystko jakby zniknęło i oto mamy obecnie człowieka uśpionego.
Chciałem się rozgniewać, nazwać go paranoikiem, ale gdzieś zniknęło to poczucie prawa do słusznego gniewu, które zawsze miałem. Coś we mnie wyrosło ponad poziom, na którym zawsze zadawałem sobie ulubione pytanie: “A co, jeśli wszystko to, co mówi, jest prawdą?” Wtedy, tamtej nocy, kiedy ze mną rozmawiał, w głębi mego serca czułem, że wszystko, co mówi, jest prawdą; jednocześnie jednak równie silne było przekonanie, że wszystko, co mówi, to czysty absurd.
– Co ty opowiadasz, don Juanie? – zapytałem słabo. Gardło miałem ściśnięte. Z trudem oddychałem.
– Opowiadam, że naszym przeciwnikiem nie jest zwykły drapieżca. Jest bardzo przemyślny i zorganizowany. Metodycznie przestrzega planu, który czyni z nas istoty bezużyteczne. Człowiek, istota magiczna, nie jest już magiczny. Jest zwykłym kawałkiem mięsa. Człowiekowi nie pozostały już żadne marzenia oprócz marzeń zwierzęcia hodowanego dla mięsa: marzeń wyświechtanych, konwencjonalnych i kretyńskich.
Słowa don Juana wywoływały we mnie dziwną fizyczną reakcję, podobną do mdłości. Czułem się znów tak, jakbym miał za chwilę zwymiotować. Ale źródłem nudności były najgłębsze pokłady mojej istoty, sam szpik kości. Zacząłem konwulsyjnie drżeć. Don Juan potrząsnął mnie mocno za ramiona. Poczułem, jak szyja mi się trzęsie pod wpływem jego uścisku. Uspokoiłem się od razu. Odzyskałem nieco kontroli nad sobą.
– Ten drapieżca – powiedział don Juan – który jest, rzecz jasna, istotą nieorganiczną, nie jest dla nas tak całkowicie niewidzialny jak inne istoty nieorganiczne. Myślę, że jako dzieci go widzimy; jest to dla nas jednak tak przerażający widok, że nawet nic chcemy o tym myśleć. Dzieci, rzecz jasna, czasem się upierają i chcą zwrócić na niego baczniejszą uwagę, lecz wszyscy dokoła zniechęcają je do tego.
Jedyną alternatywą dla ludzkości – ciągnął – jest dyscyplina. Dyscyplina to jedyny środek zaradczy. Ale gdy mówię o dyscyplinie, nie chodzi mi o jakieś ascetyczne praktyki. Nie chodzi mi o to, żeby wstawać o piątej trzydzieści każdego ranka i polewać się zimną wodą aż do zsinienia.
Poprzez dyscyplinę czarownicy rozumieją umiejętność niewzruszonego stawiania czoła przeciwnościom losu, których nie braliśmy pod uwagę w naszych oczekiwaniach. Dla nich dyscyplina jest sztuką: sztuką stawiania czoła nieskończoności bez mrugnięcia okiem i to nie dlatego, że są oni silni i twardzi, lecz dlatego, że przepełnia ich nabożna cześć.
Dyscyplina sprawia, iż lśniąca otoczka świadomości staje się dla latawca niesmaczna. Efekt jest taki, że drapieżcy są zdezorientowani. Lśniąca otoczka świadomości, która jest niejadalna, nie mieści się, jak sądzę, w ich systemie poznawczym. Zdezorientowani, nie mają innego wyjścia, jak tylko odstąpić od swych nikczemnych zamiarów.
Jeżeli drapieżcy nie będą przez jakiś czas zjadać naszej lśniącej otoczki świadomości – ciągnął – ta będzie dalej rosnąć. Upraszczając tę kwestię maksymalnie, mogę powiedzieć tak, że czarownicy, dzięki zachowywaniu dyscypliny, odpychają drapieżców wystarczająco długo, by ich lśniąca otoczka świadomości rozrosła się powyżej poziomu palców stóp. Kiedy już przekroczy ten poziom, urasta z powrotem do pierwotnych rozmiarów. Czarownicy starożytnego Meksyku mawiali, że lśniąca otoczka świadomości jest jak drzewo. Jeżeli go nie przycinać, rozrasta się do naturalnych rozmiarów i osiąga naturalną gęstość. Gdy świadomość osiąga poziomy ponad poziomem palców stóp, jej fenomenalne wyczyny stają się oczywistością.
Wspaniała sztuczka dawnych czarowników – ciągnął don Juan – polegała na obciążeniu umysłu latawca dyscypliną. Stwierdzili oni, że jeśli narzucić umysłowi latawca wewnętrzną ciszę, wówczas obca instalacja się rozprasza; daje to każdemu, kto wykonuje ten manewr, absolutną pewność zewnętrznego pochodzenia umysłu. Obca instalacja powraca, tego możesz być pewien, ale już nie tak silna, i tak oto rozpoczyna się proces, w którym rozpraszanie umyslu latawca staje się zabiegiem rutynowym; proces ten trwa tak długo, aż pewnego dnia umysł latawca rozprasza się na dobre. Smutny to dzień, doprawdy! Od tego dnia będziesz musiał się opierać na własnej inwencji, która jest bliska zeru. Nie będzie już nikogo, kto by ci powiedział, co masz robić. Nie będzie już żadnego zewnętrznego umysłu, który mógłby ci dyktować kretyństwa, do których zostałeś przyzwyczajony.
Mój nauczyciel, nagual Julian, zawsze przestrzegał wszystkich swoich uczniów – kontynuował don Juan – że jest to najcięższy dzień w życiu czarownika, ponieważ prawdziwy umysł – ten, który należy do nas, łączna suma wszystkiego, czego doświadczyliśmy – po trwającym całe życie poddaństwie, jest nieśmiały, niepewny i nie można na nim polegać. Osobiście powiedziałbym, że dla czarownika prawdziwa bitwa rozpoczyna się dopiero w tym momencie. Cała reszta to tylko przygotowania.
Byłem naprawdę głęboko poruszony. Chciałem dowiedzieć się czegoś więcej, a z drugiej strony coś dziwnego gdzieś w głębi mnie głośno się domagało, bym się nie odzywał, podsuwając mi myśl o mrocznym finale całej sprawy i karze – czymś w rodzaju boskiego gniewu, który mnie dosięgnie za grzebanie przy czymś, co sam Bóg okrył tajemnicą. Musiałem się zdobyć na ogromny wysiłek, żeby przechylić szalę zwycięstwa na korzyść mojej ciekawości.
– Co… co… co znaczy – usłyszałem własne słowa – obciążanie umysłu latawca?
– Dyscyplina niesamowicie obciąża obcy umysł – odrzekł. – Tak więc, dzięki niej czarownicy przełamują obcą instalację.
Jego słowa mnie przygniotły. Byłem przekonany, że albo don Juan kwalifikuje się do zakładu zamkniętego, albo mówi mi coś tak potwornie niesamowitego, że to we mnie wszystko zamiera. Zauważyłem jednak, jak szybko wykrzesałem z siebie dość energii, by sprzeciwić się wszystkiemu, co powiedział. Po chwili paniki zacząłem się śmiać, zupełnie jakby don Juan opowiedział jakiś dowcip. Usłyszałem nawet, jak mówię:
– Don Juanie, don Juanie, jesteś niepoprawny!
Rozumiał chyba wszystko, co się we mnie działo. Kiwał głową na boki i wznosił oczy w górę w geście udawanej rozpaczy.
– Jestem tak niepoprawny – powiedział – że zaraz zafunduję umysłowi latawca, który w sobie nosisz, jeszcze jeden wstrząs. Wyjawię ci jeden z najbardziej niesamowitych sekretów magii. Opiszę ci odkrycie, którego weryfikacja i uporządkowanie zajęła czarownikom tysiące lat.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się złowrogo.
– Umysł latawca rozprasza się na zawsze – powiedział – kiedy czarownikowi uda się pochwycić wibrującą siłę, która utrzymuje w jednej całości skupisko naszych pól energii. Jeżeli utrzymają w tym uchwycie dostatecznie długo, umysł latawca zostaje pokonany i się rozprasza. I to właśnie zaraz zrobisz: uchwycisz się energii, która utrzymuje nas w jednej całości.
Zareagowałem na to w tak niewytłumaczalny sposób, że aż trudno to sobie wyobrazić. Coś we mnie zadrżało, zupełnie jakby pod wpływem silnego wstrząsu. Ogarnął mnie niezrozumiały strach, który natychmiast skojarzyłem z moim religijnym wychowaniem.
Don Juan zmierzył mnie spojrzeniem od stóp do głów.
– Boisz się gniewu boskiego, co? – odezwał się. – Bądź spokojny, to nie twój strach. To strach latawca, bo on wie, że zrobisz dokładnie to, co ci każę.
Jego słowa wcale mnie nie uspokoiły. Poczułem się jeszcze gorzej. Ogarnęły mnie mimowolne, konwulsyjne drgawki i nie było żadnego sposobu, by je opanować.
– Nie martw się – powiedział spokojnie don Juan. – Wiem z doświadczenia, że te ataki bardzo szybko tracą na sile. Umysłu latawca nie stać nawet na odrobinę koncentracji.
Po chwili wszystko ustało, tak jak przepowiedział don Juan. Słowo “oszołomiony” w odniesieniu do mojego stanu w tamtym momencie byłoby eufemizmem. Po raz pierwszy w życiu, z don Juanem czy bez, naprawdę nie miałem pojęcia, co się ze mną dzieje. Chciałem wstać z krzesła i przejść się, ale paraliżował mnie śmiertelny strach. Byłem wypełniony racjonalnymi sądami, a jednocześnie przepełniał mnie infantylny strach. Zacząłem głęboko oddychać, a całe moje ciało pokrył zimny pot. W jakiś sposób moje oczy otwarły się na potworny widok: gdziekolwiek się obróciłem, skakały czarne, ulotne cienie.
Przymknąłem powieki i oparłem głowę na oparciu krzesła.
– Nie wiem, dokąd teraz pójść, don Juanie – odezwałem się. – Dzisiaj naprawdę ci się udało zupełnie poplątać moje ścieżki.
– Rozdziera cię wewnętrzna walka – powiedział don Juan. – Głęboko w środku wiesz, że nie jesteś w stanie odrzucić przyzwolenia na to, by nieodłączna część ciebie, twoja lśniąca otoczka świadomości, stała się w niepojęty sposób źródłem pożywienia dla istot o niepojętej dla nas naturze. A inna część ciebie będzie się temu przeciwstawiać całą swoją mocą.
Przewrót czarowników – ciągnął – polega na tym, że odmówili oni honorowania umów, w których nie byli stroną. Nikt mnie nigdy nie pytał o to, czy nie zgodziłbym się zostać pożarty przez istoty o odmiennym rodzaju świadomości. Moi rodzice po prostu wprowadzili mnie na ten świat po to tylko, bym został czyimś pożywieniem, tak samo jak i oni – koniec, kropka.
[…]
Po powrocie do domu, z biegiem czasu, idea latawców stała się jedną z największych obsesji mojego życia. Doszedłem do takiego punktu, że czułem, iż don Juan miał w tej materii absolutną rację. Bez względu na to, jak bardzo się starałem, nie udawało mi się podważyć jego logiki.
Im więcej o tym myślałem, im więcej rozmawiałem z samym sobą i innymi ludźmi, im więcej samego siebie i innych obserwowałem, tym silniejsze było moje przekonanie, że coś czyni z nas istoty niezdolne do jakiegokolwiek działania, jakiejkolwiek relacji i jakiejkolwiek myśli, która nie ogniskowałaby się na ,ja”. Moje troski, podobnie jak troski każdego, kogo znałem lub z kim rozmawiałem, koncentrowały się właśnie na tym. Ponieważ nie umiałem znaleźć wytłumaczenia tak uniwersalnej homogeniczności, byłem przekonany, że tok rozumowania don Juana jest najbardziej odpowiednim sposobem objaśnienia tego fenomenu.
Poświęciłem się głębszej analizie literatury dotyczącej mitów i legend. Uświadomiłem sobie wówczas coś, czego nigdy wcześniej nie odczuwałem: każda z przeczytanych przeze mnie książek była interpretacją mitów i legend. Przez każdą z nich przemawiał ten sam, homogeniczny umysł. Style były odmienne, lecz ukryty pod warstwą słów zamiar jednakowy: pomimo tego, że temat pracy dotyczył czegoś tak abstrakcyjnego jak mity i legendy, autorowi zawsze udało się zawrzeć w niej jakieś opinie o sobie. Celem każdej z tych książek nie było omówienie rzeczonego tematu; była nim autoreklama. Nigdy wcześniej sobie tego nie uświadamiałem.
Przypisywałem moją reakcję wpływowi don Juana. Pytanie, które sobie stawiałem, brzmiało tak: czy to on wpływa na mnie tak, że coś takiego dostrzegam, czy też rzeczywiście istnieje jakiś obcy umysł, który dyktuje wszelkie nasze poczynania? Siłą rzeczy odruchowo znów popadłem w negację, i niczym wariat zacząłem po kolei przechodzić od negacji do akceptacji i tak w kółko. Coś we mnie wiedziało, że bez względu na to, do czego pije don Juan, jest to fakt energetyczny; jednak inny wewnętrzny głos mówił, że to wszystko brednie. Wynikiem tych wewnętrznych zmagań były bardzo złe przeczucia, wrażenie, że zawisło nade mną wielkie niebezpieczeństwo.
Przeprowadziłem szeroko zakrojone badania, poszukując śladów koncepcji latawców w innych kulturach, ale nigdzie nie udało mi się znaleźć żadnej wzmianki na ten temat. Wyglądało na to, że don Juan jest jedynym źródłem informacji w tej materii. Kiedy zobaczyłem się z nim następnym razem, natychmiast przeszedłem do tematu.
– Robiłem, co mogłem, by podejść do tego zagadnienia racjonalnie – powiedziałem – ale nie mogę. Są takie chwile, kiedy absolutnie się z tobą zgadzam w kwestii drapieżców.
– Skup swoją uwagę na ulotnych cieniach, które obecnie widzisz – odrzekł don Juan z uśmiechem.
Powiedziałem mu, że owe ulotne cienie staną się końcem mojego racjonalnego życia. Widziałem je wszędzie. Od czasu gdy wyszedłem wówczas z jego domu, nie byłem w stanie zasnąć po ciemku. Spanie przy włączonym świetle w ogóle mi nie przeszkadzało. Jednak z chwilą gdy je gasiłem, wszystko dokoła mnie zaczynało skakać. Nigdy nie dostrzegałem kompletnych postaci ani kształtów. Widziałem jedynie ulotne, czarne cienie.
– Umysł latawca jeszcze cię nie puścił – rzekł don Juan. – Został ciężko ranny. Robi wszystko, by zreorganizować swoją relację z tobą. Ale coś w tobie zostało na zawsze przerwane. Latawiec o tym wie. Prawdziwe niebezpieczeństwo leży w tym, że umysł latawca może zwyciężyć, doprowadzając cię do wyczerpania i zmuszając do zarzucenia dalszej walki, jeśli dobrze rozegra kartę sprzeczności pomiędzy tym, co on ci mówi, i tym, co ja ci mówię.
Bo widzisz, umysł latawca nie ma konkurencji – ciągnął dalej don Juan. – Kiedy coś orzeka, zgadza się z własnym zdaniem i każe ci wierzyć, że zrobiłeś coś wartościowego. Umysł latawca powie ci, że to, co ci mówi Juan Matus, to wierutne bzdury, po czym ten sam umysł zgodzi się ze swym własnym stwierdzeniem. A ty powiesz: “Tak, oczywiście, że to bzdury”. W taki właśnie sposób zostajemy pokonani.
Latawce są niezbędnym elementem wszechświata – ciągnął – i należy je traktować tak, jak na to zasługują – jako istoty potworne i budzące grozę. Dzięki nim wszechświat wystawia nas na próbę.
Jesteśmy energetycznymi sondami, stworzonymi przez wszechświat – mówił dalej, jak gdyby nie zdawał sobie sprawy z mojej obecności – a ponieważ posiadamy energię obdarzoną świadomością, jesteśmy środkiem, dzięki któremu wszechświat staje się świadom samego siebie.
Latawce to nieprzebłagani rywale. Tylko tak można ich postrzegać. Jeśli nam się uda, wszechświat pozwoli nam trwać dalej.”
~ Carlos Castaneda
***
“Podczas gdy nie zawsze jesteśmy źródłem i przyczyną wszelkich niesprawiedliwości jakie się nam przydarzają, to my sami jednak powodujemy, że wkraczają w nasze życie. Matrix, nawet z całym swoim zepsuciem i brakiem balansu spowodowanym przez byty, które przekroczyły swoje naturalne miejsca, jest uczącym się programem całkowicie responsywnym na naszą ignorancję i słabości. Może decyzją drapieżcy jest zaatakować, ale naszą decyzją jest zaakceptowanie i podanie się atakowi.
System kontroli Matrixa może powodować nasze potknięcia poprzez elementy/cechy znajdujące się w nas, a które odpowiadają na te same niskie wibracje. Jeśli ignorujemy naszą intuicję, mamy „ślepe punkty” w naszej świadomości lub popełniamy haniebne czyny, poddajemy się niskim uczuciom – tym samym dajemy ścieżkę dostępu na podpięcia. Ataki energetyczne służą identyfikacji naszych własnych słabości, a tym samym wskazują dalszą ścieżkę w rozwoju duchowym.”
~ Tom Montalk
***************
Ten sam temat obecny jest w tradycyjnych wierzeniach Indian Ameryki Północnej, używających na ten sam fenomen nazwy wetiko.
W oparciu o te przekazy, Paul Levy napisał książkę pt. „Rozpraszając wetiko: łamanie klątwy zła” (2013), która jest dosyć udaną próbą przełożenia tej tematyki przekazów Indian Ameryki Północnej w kontekście tradycyjnie znanej nam psychologii i przybliżenia nam tematu w sposób, do którego nasz racjonalny umysł jest bardziej przyzwyczajony. Książka z tego co wiem nie została wydana jeszcze w języku polskim, dlatego poniżej przytaczam obszerny jej fragment w moim tłumaczeniu, które zapewne nie jest doskonałe, ale wierzę, że przybliży tematykę każdej zainteresowanej osobie.
„Jako gatunek, jesteśmy w trakcie ogromnej epidemii psychicznej, która warzyła się w kociołku ludzkości od początku czasu. Ta psycho-duchowa choroba duszy – którą rdzenni Amerykanie nazywali wetiko – może być uważana za błąd w systemie. Ożywia szaleństwo, które rozgrywa się w naszym życiu, zarówno indywidualnie, jak i zbiorowo, na arenie światowej.
Mitologie rdzennych Amerykanów przedstawiają mityczną postać wetiko jako wampirycznego ducha przejmującego władzę nad ludźmi, a który ucieleśnia chciwość i nadmiar. Wetiko był kiedyś człowiekiem, ale jego chciwość i egoizm przekształciły go w drapieżnego potwora. W rdzennej mitologii uważa się, że wetiko pobudza własną pobłażliwość i autodestrukcyjne nawyki. Według poglądów Indian Ameryki Północnej, osoby, które stały się wetikosami, „straciły rozum”, co jest wyrażeniem kojarzącym się nie tylko z szalonym umysłem, ale także z niewiedzą i nieświadomością tego co się tak naprawdę robi. Rdzenni Amerykanie często przedstawiali wetiko jako kogoś, kto ma lodowate, pozbawione miłosierdzia serce. Podobnie jak wampiry, osoby przejęte przez wetiko żerują na sile życiowej innych – ludzi i istot nieludzkich – bez dawania w zamian niczego o prawdziwej wartości.
Wydaje się, że słowo używane w języku Ojibwa służące opisaniu wetiko, windigo lub weendigo pochodzi od ween dagoh, co oznacza „wyłącznie dla siebie” lub od weenin igooh, co oznacza „nadmiar”. Według tradycji Indian Ameryki Północnej, potwór wetiko może żerować tylko na ludziach, którzy podobnie jak on, pobłażają sobie i nurzają się w nadmiarze. Skłonność ludzi do nadmiaru czyni ich podatnymi na przejęcie przez wetiko.
Podobnie jak wilkołak, wetiko jest czasami przedstawiany jako zmiennokształtny, który może pojawiać się w przebraniu za dobrego ducha. W rdzennych legendach, gdy wetiko zjada inną osobę, rośnie ona proporcjonalnie do posiłku, który właśnie zjadł, tak że nigdy nie może być pełna lub zaspokojona. Buddyzm przedstawia podobną postać, głodnego ducha, który swoimi otworami, zwężoną szyją i ogromnym, niewypełnionym żołądkiem, nigdy nie zaspokoi swoich nienasyconych pragnień. Na poziomie zbiorowym ten przewrotny proces wewnętrzny znajduje odzwierciedlenie w oszalałym społeczeństwie konsumpcyjnym, w którym żyjemy, kulturze, która nieustannie kibicuje niekończącym się pragnieniom, warunkując nas, by zawsze chcieć więcej.
Tak jak wirusy lub złośliwe oprogramowanie infekują komputer i programują go do samozniszczenia, wetiko programuje ludzki biokomputer do myślenia i zachowywania się w sposób autodestrukcyjny. Potajemnie operując przez nieświadome ślepe plamy (nieuświadomione problemy/cechy) w ludzkiej psychice, wetiko czyni ludzi nieświadomymi własnego szaleństwa, zmuszając ich do działania wbrew ich najlepszym interesom. Ludzie pod jego niewolą mogą, jak ktoś w ferworze uzależnienia lub w stanie traumy, nieświadomie stworzyć ten sam problem, który próbują rozwiązać, rozpaczliwie przywiązując się do rzeczy, która ich torturuje i niszczy.
Osoby przejęte przez wetiko cierpią na chorobę autoimmunologiczną psychiki. W zespole niedoboru autoimmunologicznego układ odpornościowy organizmu przewrotnie atakuje samego siebie czyli życie, które próbuje chronić. Próbując żyć, niszczy życie, ostatecznie niszcząc nawet siebie. W ten sam sposób, gdy wetiko przejmie żywą istotę, działa jak wypaczone przeciwciało, traktując zdrowe części systemu jako guzy nowotworowe, które chce wytępić.
Ten problem dotyczy nas wszystkich. Ludzie niszczą biosferę planety, od której zależy nasze przetrwanie. Wetiko znajduje się na dnie pozornie niekończącej się destrukcji, którą powodujemy w tej biosferze. Jednym z przykładów jest zniszczenie lasów deszczowych Amazonii, płuc planety. Innym przykładem jest wytworzenie nasion modyfikowanych genetycznie, pozbawionych możliwości rozmnażania i tworzenia kolejnego pokolenia, co zmusza rolników co sezon do zakupu nowych nasion i uniemożliwia życie wielu biednym rolnikom. Gdyby planeta była postrzegana jako organizm, a ludzie postrzegani jako komórki w tym organizmie, takie nasiona byłyby rozpoznane jako komórki rakowe lub pasożytnicze, które zwróciły się przeciwko zdrowym komórkom, niszcząc organizm, którego były częścią. Wydaje się, że nasz gatunek dokonuje masowego rytualnego samobójstwa w skali globalnej.
Bez względu na to jakiej nazwy użyjemy, wetiko jest bez wątpienia jednym z najważniejszych odkryć w historii ludzkości. Wskazując najwyższą wagę upowszechniania wiedzy o tym, jak działa ten drapieżnik umysłu, don Juan z książek Carlosa Castanedy określa go jako „temat tematów”, nie używa jednak nazwy „wetiko”, ale „latawiec”.
Ten rak duszy zarządza naszą percepcją ukrywając się i działając podstępnie, jest w nas i działa przez nas, ukrywając się przed byciem widzianym. Wetiko oślepia świadomość w taki sposób, że nie widzimy ukrytych przyczyn ukrytych za naszymi doświadczeniami. Wetiko jest formą psychicznej ślepoty, której nie widzimy, ale wydaje nam się widzialna.
Wetiko nastawia nasz geniusz kreacji rzeczywistości przeciwko nam, abyśmy byli oczarowani projekcyjnymi możliwościami naszego własnego umysłu. Ludzie dotknięci wetiko reagują na własne projekcje w świecie tak, jakby obiektywnie istniały i jakby funkcjonowały niezależnie nich, mylnie myśląc, że nie mają nic wspólnego z tworzeniem tego, na co reagują. Z biegiem czasu to bezustanne reagowanie i uwarunkowanie przez własną energię ma tendencję do generowania szalonych zachowań, które mogą manifestować się wewnętrznie lub na zewnątrz, na prawo i lewo. Jakby pod wpływem zaklęcia, jesteśmy w transie urzeczeni naszymi własnymi darami i talentami do śnienia naszego świata, nieświadomie hipnotyzując się daną nam przez Boga mocą tworzenia rzeczywistości, która obraca się przeciwko nam, torpedując nasz potencjał ewolucji.
Chociaż pochodzenie wetiko leży w psychice, w pewnym momencie rozwija się bardzo szybko, staje się samowystarczalne i osiąga pozorną autonomię jak potwór Frankensteina. Ten patologiczny fragment może wchłonąć zdrowe części psyche, robiąc z nich niewolników. W ciągu dalszym tego procesu wetiko uzyskuje zwierzchnictwo nad psychiką, jak legendarny tygrys, który po przywróceniu do życia ze swoich kości pożera maga, który go wskrzesił. Po czym trzyma w niewoli swojego stwórcę, który nie jest w stanie uciec od piekła stworzonego przez samego siebie. Osoba tak dotknięta staje się twórcą swojego własnego koszmaru „science-fiction” z sobą w roli głównej.
Jesteśmy w tak zaawansowanym stopniu nieświadomie przejęci przez ducha wetiko, że pasożyt przejmujący kontrolę nad naszymi mózgami i psychiką oszukuje nas, swojego gospodarza, a my jesteśmy przekonani, że karmimy się i wzmacniamy siebie, podczas gdy w rzeczywistości odżywiamy pasożyta. Zauważając naszą niemal nieograniczoną zdolność do samooszukiwania się, psychiatra R.D. Laing pisze, że „oszukujemy się własnym umysłem” (Laing, 73). Ludzie są szczególnie podatni na zaklęcia dzisiejszych mistrzów oszustwa, gdy nie mają kontaktu z żywą i samo-uwierzytelniającą się rzeczywistością ich własnego doświadczenia. Niewystarczająco znając naturę własnych umysłów, są nadmiernie podatni na przyjmowanie punktów widzenia i perspektywy innych, padają ofiarą dominujących przekonań stada i pasożyta wetiko. Kiedy zostajemy przejęci przez silniejsze siły psychiczne, nie wiemy, że jesteśmy przejęci przez coś innego niż my sami, co jest dokładnie tym, czego chce „wirus” wetiko.
Wetiko może także podświadomie sączyć formy myślowe i przekonania do naszych umysłów, które po nieświadomym uruchomieniu karmią wirusa i ostatecznie zabijają gospodarza. Wetiko pragnie naszej twórczej wyobraźni, której jemu brakuje. W rezultacie, jeśli nie użyjemy boskiego daru naszej twórczej wyobraźni do tworzenia własnego życia, wetiko użyje naszej wyobraźni przeciwko nam, ze śmiertelnymi konsekwencjami. Drapieżnik wetiko konkuruje z nami o nasz własny umysł, chcąc znaleźć się na naszym miejscu. Zamiast suwerennych istot, które świadomie tworzą za pomocą własnych myśli, stajemy się nieświadomie kreacją autorstwa wetiko, bo patogen wetiko myśli dosłownie za nas.
Jeśli nie zdajemy sobie sprawy z ukrytych operacji jakie wetiko wykonuje na nas, jest tak jakby obcy, metafizyczny „inny” byt skolonizował nasz umysł i ustanowił pozornie autonomiczny reżim, „rząd cienia” w psychice, na zewnątrz odzwierciedlony również jako przez „rząd cienia”, uciskający nas w obrębie naszej własnej istoty. Wirus wetiko paraliżuje ego sprowadzając je do stanu unieruchomienia i bezsilności, z którego wampirycznie wysysana jest siła życiowa i potencjał energetyczny. Podobnie jak zombie, jesteśmy bezwolni, popycha się nami jak figurkami na szachownicy, gra i manipuluje jak marionetkami na sznurku. Te bezosobowe, niematerialne siły, trzymają nas pod kontrolą, bez naszej wiedzy i świadomości grają z ukrytej pozycji wykorzystując naszą własną nieoświeconą psychikę. Wirus wetiko może istnieć tylko dzięki „brakowi zalet” naszych zaciemnionych i niezbadanych umysłów.
Gdy ta nieuczciwa, odrębna część włącza się w psychikę, zaczyna narzucać ego swoją wolę, manipulując, by uwierzyło, że to ono rządzi. Wetiko pozwala nam zachować naszą pozorną wolność i zdolność do przeżywania naszego „normalnego” życia, o ile nie stanowią one wyzwania ani nie zagrażają głębszym zamiarom tych złowrogich sił, aby scentralizować władzę i przejąć kontrolę. Ten wewnętrzny proces manifestuje się na zewnątrz w postępującej tendencji do odradzania się faszyzmu w społeczeństwach i polityce.
Zmiennokształtne wetiko, przyjmujące naszą formę, ten nieprzewidywalny i bystry drapieżnik dostaje się pod naszą skórę i „wkłada nas” jako swoje przebranie, podszywając się pod nas, a my dajemy się nabrać na jego fałszywą wersję tego, kim jesteśmy. Oszołomieni jego sztuczną i zatrważającą inteligencją, stajemy się dla siebie nierealni. Oszukani i otumanieni, stajemy się fałszywymi duplikatami naszych oryginalnych, prawdziwych jaźni. Kiedy zostajemy przejęci przez byt wetiko, paradoksalnie możemy subiektywnie doświadczyć siebie w przekonaniu, że doświadczamy siebie samych, ironicznie będąc najbardziej od siebie oddalonymi. Jest to równoczesny stan zespolenia i rozdzielenia, ponieważ części psychiki, które oddzieliły się od świadomości, przytłaczają i przejmują całość poprzez nasze nieuświadomione martwe punkty, niewidoczne dla nas. Nie należąc już do siebie, zaczynamy identyfikować się z tym, kim nie jesteśmy, zapominając, kim naprawdę jesteśmy, a czyniąc to, skutecznie tracimy kontakt z naszą duszą.
Psychiatra C.G. Jung używa dla wetiko określenia Antimimos, którym opisuje „naśladowcę i zasadę zła” (Jung, 371). Antimimos odnosi się do rodzaju oszustwa, które można by uznać za kontr mimikrę. Ta antymimon pneuma lub inaczej „fałszywy duch”, jak nazywa się to w Gnozie (Apokryf Jana, Robinson, 120), imituje coś (w tym przypadku nas samych), ale z zamiarem uczynienia kopii służącej celom przeciwnym tym oryginalnym. Antimimos to nikczemna siła, która próbuje nas uwieść, aby sprowadzić nas na manowce; powoduje odwrócenie wartości, przekształcając prawdę w fałsz i fałsz w prawdę, prowadząc nas do zapomnienia kim jesteśmy. Kiedy dajemy się nabrać na podstęp ducha będącego w rzeczywistości wilkiem w owczej skórze, stajemy się zdezorientowani, tracimy poczucie naszego powołania duchowego, celu naszego życia, a nawet nas samych. Pisarz i poeta Max Pulver powiedział, że „antymimon pneuma jest źródłem i przyczyną wszelkiego zła nękającego ludzką duszę”. Szanowany tekst gnostyczny Pistis Sophia mówi, że „antymimon pneuma przyczepiła się do ludzkości jak choroba” (Campbell, 254; por. Mead, 247ff.).
Gnostycy („ci, którzy wiedzą”) nazywają ten wywrotowy pasożyt umysłu „archonami”. Każda tradycja mądrości ma swój własny sposób symbolizowania wetiko; rzeczywiście, oświecenie wetiko czyni tradycję mądrości godną tej nazwy. Te tradycje obejmują buddyzm, kabałę, hawajską hunę, mistyczny islam, szamanizm i alchemię. Pomocne jest znalezienie innych linii i tradycji, które objaśniają chorobę wetiko na swój własny sposób. W ten sposób nasze wieloperspektywiczne spojrzenie może pozwolić nam zobaczyć coś, czego nie ujawnia żadna konkretna mapa lub model.
Wirusy, takie jak wetiko kopiują same siebie. Ale wirus nie może się sam replikować; musi użyć jakiegoś innego nośnika jako środka reprodukcji. Podobnie jak wampir, wirus wetiko pragnie tego, czego mu najbardziej brakuje – mistycznej esencji życia – „krwi” naszej duszy, naszej siły życiowej. Wampiryczny „nieumarły” wirus wetiko jest zasadniczo „martwą”, nieorganiczną materią przyjmującą pozornie żywą formę; tylko w żywej istocie i poprzez nią jest w stanie mieć jakiekolwiek życie. Te psychiczne wampiry są zmuszone do replikowania się przez nas, abyśmy mogli następnie przekazywać je innym. W wetiko istnieje kod lub logika, która infekuje świadomość, podobnie jak DNA wirusa przenika do komórki i infekuje ją. Psychoza wetiko jest wysoce zaraźliwa, rozprzestrzeniając się przez kanały naszej wspólnej kolektywnej nieświadomości. Ale wektory infekcji nie podróżują jak fizyczne patogeny. Ten wirus zarówno wzmacnia, jak i karmi się naszymi nieuświadomionymi ślepymi punktami, w ten sposób rozprzestrzeniając się w zamkniętym obszarze psyche. Największym niebezpieczeństwem zagrażającym dzisiejszej ludzkości jest prawdopodobieństwo, że miliony z nas tkwią w nieświadomości, wzmacniając nawzajem własne szaleństwo w taki sposób, że staniemy się nieświadomie współwinni naszej własnej destrukcji.
Najbardziej przerażającą częścią poddania się wpływowi wirusa wetiko jest to, że ostatecznie zanim ten akt nastąpi, konieczna jest akceptacja przez naszą wolną wolę, a konsekwencji czego, chętnie, choć nieświadomie i w niewiedzy jakie są skutki, poddajemy się naszemu niewolnictwu. Oznacza to, że nikt inny oprócz nas samych nie jest ostatecznie odpowiedzialny za naszą własną sytuację. Choć „relatywnie” realny, z absolutnego punktu widzenia, wirus wetiko nie ma obiektywnego istnienia bez możliwości korzystania z naszych własnych umysłów. Na zewnątrz nie ma istoty, która mogłaby ukraść nasze dusze, wymyślony fenomen wetiko, powstaje całkowicie w sferze umysłu i podstępem skłania nas samych do oddania go we władanie.
W przypadku choroby wetiko nie jesteśmy zainfekowani przez fizyczny, obiektywnie istniejący poza nami wirus, dlatego w rzeczywistości nie ma się czego obawiać, poza samym sobą. Pochodzenie psychozy wetiko leży całkowicie w ludzkiej psychice. Fakt, że wetiko jest wyrazem czegoś wewnątrz nas, oznacza, że lekarstwo na nas jest również w nas. Chociaż nie istnieje obiektywnie, patogen wetiko ma własną wirtualną rzeczywistość, która może potencjalnie zniszczyć nasz gatunek. Fakt, że to coś, co istnieje tylko jako funkcja nas samych, może nas zniszczyć, wskazuje nam tę niewiarygodnie ogromną, niewidzialną, ale w sumie niewykorzystywaną moc twórczą, która jest naszym prawem przysługującym z urodzenia.
Wetiko jest nielokalne, nie ograniczone do jednego miejsca, ponieważ jest wewnętrzną chorobą duszy, która wyraża się także w świecie zewnętrznym. Zatem nie jest ono ograniczone przez fałszywą dychotomię tematu/przedmiotu lub konwencjonalne prawa trójwymiarowej przestrzeni i czasu. W rzeczywistości jedną z unikalnych sztuczek wetiko jest wykorzystanie faktu, że nie ma rzeczywistej granicy między wnętrzem, a zewnętrzem. Wetiko nielokalnie przekazuje informacje i konfiguruje zdarzenia na świecie, aby synchronicznie wyrazić siebie, co oznacza, że tak jak we śnie wydarzenia w świecie zewnętrznym symbolicznie odzwierciedlają stan głębokiej psychiki każdego z nas. Jeśli nie rozumiemy, że nasz obecny światowy kryzys ma swoje korzenie i jest wyrazem ludzkiej psychiki, jesteśmy skazani na nieświadome powtarzanie i odtwarzanie niekończącego się cierpienia i zniszczenia w coraz bardziej wzmocnionej formie, jak gdybyśmy mieli powtarzające się koszmary.
W stopniu, w jakim nie jesteśmy świadomi istnienia tego wirusa umysłu, jesteśmy współwinni jego rozprzestrzeniania się. Ponieważ wetiko przenika podstawowe pole świadomości, potencjalnie wszyscy jesteśmy zainfekowani wetiko. Każdy z nas subiektywnie doświadcza wirusa wetiko na swój własny unikalny sposób, niezależnie od tego, jakich pojęć lub słów używamy, aby opisać swoje doświadczenia, a także niezależnie od tego czy wierzymy w takie rzeczy, czy nie. Jeśli zobaczymy kogoś, kto wydaje się być przejęty przez wetiko, prowadząc nas do myślenia, że to on ma chorobę, a my nie, oznacza to, że jesteśmy pod kontrolą wirusa, ponieważ wetiko żywi się separacją, polaryzacją i strachem przed innymi.
Zaczynamy stawać się odporni na wetiko, kiedy rozwijamy w sobie pokorę i uświadamiamy sobie, że każdy z nas, w każdej chwili, może potencjalnie być nieświadomie narzędziem działania tego wirusa. Podobnie jak wampir, wetiko nie znosi światła i oświecenia, gdy sobie to uświadomimy i zobaczymy jak potajemnie działa poprzez naszą własną świadomość, odbieramy mu pozorną autonomię i władzę nad nami, jednocześnie wzmacniając siebie.
Psychoza wetiko jest śnionym fenomenem, co oznacza, że wszyscy każdego dnia potencjalnie uczestniczymy i aktywnie współtworzymy epidemię wetiko. Wetiko karmi się naszą zasadą przymykania oczu na jego działanie; im mamy niższą świadomość jego istnienia, im słabiej go rozpoznajemy, tym staje się potężniejszy i niebezpieczniejszy. Ponieważ pochodzenie wetiko tkwi w ludzkiej psychice, rozpoznanie, jak ten wirus umysłu działa poprzez naszą nieświadomość, jest początkiem zdrowienia. Zwykle myślimy o oświeceniu jako o widzeniu światła, ale widzenie ciemności jest również formą oświecenia. Wetiko zmusza nas do zwrócenia uwagi na fundamentalną rolę, jaką psyche odgrywa w tworzeniu naszego doświadczania siebie i świata zewnętrznego. O naszej wspólnej przyszłości zadecydują przede wszystkim zmiany, które zachodzą w psychice ludzkości i to jest prawdziwym sednem świata.
Wetiko można zobaczyć tylko wtedy, gdy zaczynamy zdawać sobie sprawę z sennej natury naszego wszechświata, gdy rezygnujemy z punktu widzenia oddzielnej jaźni i rozpoznamy głębsze pole, którego wszyscy jesteśmy ekspresją, którego jesteśmy częścią i przez które wszyscy jesteśmy ze sobą połączeni. Energetycznym wyrazem tego uświadomienia i sposobem na rozpraszanie wetiko par excellence jest współczucie.
A także, największą ochroną przed przejęciem przez wetiko jest pozostawanie w kontakcie z naszym wewnętrznym Ja, wewnętrzną całością, która w rzeczywistości jest spokojna i opanowana, wtedy nasza Jaźń, całość naszej istoty staje się „nieprzejmowalna”. Kontakt z naszą prawdziwą naturą działa jak święty amulet lub talizman, osłaniając nas i chroniąc przed groźnym wetiko. Pokonujemy zło nie walcząc z nim (w tym przypadku, grając w jego grę, już od początku jesteśmy na straconych pozycjach), ale kontaktując się z częścią nas, która jest niewrażliwa na jego skutki. Dostrzegając wielowymiarowe sposoby, w jakie wirus wetiko zniekształca psychikę, możemy odkryć i doświadczyć niezniszczalnej części nas samych, która jest miejscem, z którego możemy mieć prawdziwy i trwały wpływ na nasz świat. To tak, jakby zło wirusa wetiko było samo w sobie narzędziem wyższej inteligencji, zaprojektowanej, by połączyć nas ze świętym, twórczym źródłem w nas samych. Testerzy ludzkości, te nielokalne siły wampiryczne są strażnikami progu naszej świadomej ewolucji.
Tak więc, mimo że wetiko jest dla ludzkości źródłem nieludzkości, jest jednocześnie największą katalityczną siłą ewolucji znaną ludzkości (jak również nieznaną), ponieważ jest ona impulsem do przebudzenia się z sennej natury Wszechświata. Podczas gdy typowy wirus mutuje, aby stać się odporny na nasze próby wyleczenia, zmienny wirus wetiko zmusza nas i staje się czynnikiem ewolucji. W sensie paradoksalnym nie leczymy wetiko; wetiko nas leczy. To niesamowite – to samo, co potencjalnie nas niszczy, jednocześnie nas budzi! Wetiko jest prawdziwym połączeniem przeciwieństw: jest najbardziej śmiercionośną trucizną i jednocześnie najskuteczniej uzdrawiającym lekiem. Czy wetiko nas zabije? Czy może nas obudzi? Wszystko zależy od uświadomienia sobie tego, co nam się ujawnia w doświadczaniu siebie i świata. Rokowania na epidemię wetiko zależą od tego, w jaki sposób będziemy ją śnili.”
~ Paul Levy, „Rozpraszając wetiko: łamanie klątwy zła” (Disspelling wetiko: breaking the curse of evil), 2013
************
Pułapka Odmiennych Stanów Świadomości: Manipulacja Roślinną Medycyną
W ciągu ostatnich dwóch lat wraz z moim dobrym przyjacielem Fredem Clarke Alvarezem byliśmy gospodarzami czterech wypraw „Time of Transition” w peruwiańską dżunglę. Program naszego wyjazdu ma zupełnie inny charakter w porównaniu z podobnymi wyjazdami do Peru. Oferujemy dosyć eklektyczny program na który składają się wykłady, warsztaty i praktyki mające miejsce w małych grupach. W dużej mierze jest on oparty na mojej pracy (my work), wkraczający głębiej w tematy, o których piszę – a co najważniejsze oferuje proces ucieleśniania/osadzania w ciele na poziomie doświadczenia, a wszystko w otoczeniu dzikiej natury, potężnych mocy dżungli amazońskiej (zobacz program).
Do teraz mieliśmy w programie również uzdrawiającą podróż Huachuma (kaktus San Pedro). Osobiście pracowałem z Huachuma nieregularnie od 2007, a Fred prowadził ceremonie Huachuma przez ponad 10 lat. Pewnego dnia postanowiliśmy połączyć nasze talenty (Fred jest także niezwykle utalentowanym uzdrowicielem dźwiękami, pracującym ze starożytnymi instrumentami peruwiańskimi) i włączyć także ceremonie Huachuma do programu. Każdy z nas indywidualnie podążał ścieżką roślin medycznych przez 20 lat, każdy na swój sposób, pracując z różnymi roślinami (najczęściej Ayahuasca, Huachuma i Psylocybin), jako częścią naszego indywidualnego uzdrawiania i przebudzenia.
Osobiście mówiąc, praca z roślinną medycyną nigdy nie była moim głównym celem, ponieważ nie podążam tylko jedną ustaloną ścieżką/modalnością nauczania, chociaż przyznaję, że pomogły w moim procesie przebudzenia na określonym etapie mojego życia (głównie lata 20-ste i 30-ste).
Napisałem wcześniej “Reflection on Ayahuasca, Psychedelics, Marijuana, and a critical look at the Psychedelic Movement” (uwaga: ten artykuł powinien zostać przeczytany w całości, aby mieć całościowy ogląd).
Moje osobiste doświadczenia z psychodelikami/roślinami medycznymi są dwojakiego rodzaju. Z jednej strony dostarczyły mi nieprawdopodobnego wglądu w siebie i w rzeczywistość, ale z drugiej strony czasami było to bardzo pomieszane i wstrząsające. Zacząłem z grzybkami psylocybin w 1996 roku, których używałem przez kilka lat połowie moich lat 20-stych, w czasie gdy potrzebowałem samoeksploracji i uzdrawiania. To doprowadziło mnie do pracy z ciałem, jogi i qi gong, które uprawiam do dzisiaj.
Był to dla mnie bardzo emocjonalnie ciężki okres konfrontacji z cieniem przeplatany okresami depresji, rozpaczy, tendencji samobójczych i gniewu, gdy mój cień, moje ciemne strony zaczynały wyłaniać się na światło. Większość była efektem wyparcia stanów emocjonalnych poprzednich doświadczeń, najczęściej z dzieciństwa, konfrontacji z moim poczuciem wstydu, winy i smutku płynących ze zranień w okresie dzieciństwa. Chociaż, gdy patrzę na to z dystansu, nie miałem wtedy ani kontekstu, ani wiedzy w jaki sposób mógłbym zintegrować doświadczenia wywołane działaniem roślin medycznych, zwłaszcza z perspektywy psychologicznej. Wiele lat temu przestałem korzystać z psychodelików i roślin, a skoncentrowałem się na zintegrowaniu tego wszystkiego co się pojawiło w głębszej pracy ze sobą, pogłębiłem wiedzę psychologiczną, włączyłem psychoterapię, pracę z ciałem, jogę, taniec, ćwiczenia oddechowe i qi gong, aby odzyskać kontakt ze swoim ciałem emocjonalnym.
Zrozumiałem także, że używanie tych substancji również może być unikiem. Patrząc z dystansu na moje doświadczenia, muszę przyznać, że przeceniłem siebie i do pewnego stopnia oszukiwałem sam siebie. Podobnie jak wiele innych osób, złapałem się na „szczytowe doświadczenie” i unikałem głębszej pracy psychoterapeutycznej, szczerej pracy nad sobą, bez użycia substancji.
Rośliny medyczne mogą być postrzegane w świetle hyperdimensional matrix agenda (sił okultystycznych działających w ten sposób przez ludzi), Fred i ja zawsze czyniliśmy specjalne przygotowania przed przeprowadzeniem każdej ceremonii. Obaj widzieliśmy i doświadczyliśmy pozytywnych aspektów z pracy z Huachuma. W rezultacie wiele osób na naszych wyprawach przeżywało w czasie ceremonii wiele niezwykłych uzdrawiających przełomów. Aczkolwiek w ciągu ostatniego roku poczuliśmy pewną zmianę całości paradygmatu. Obaj zaprzestaliśmy pracy z Ayahuaską w 2013 roku – spośród wszystkich roślin, ta daje najbardziej intensywne efekty (w mojej ocenie).
Niestety w ostatnich latach coraz częściej dochodziły do nas informacje o coraz większych nadużyciach Ayahuaski przez szamanów-oszustów, którzy wykorzystywali rosnącą popularność i rozwijającą się turystykę związaną z Ayahuaską do wykorzystywania ludzi (pisałem o tym we wcześniej wspominanym już artykule “Reflections on Ayahuasca, Psychedelics, Marijuana, and a critical look at the Psychedelic Movement” – opisującym doświadczenia w Peru, kiedy odkryłem informacje na temat tego niepokojącego trendu). Chociaż przestałem pracować z Ayahuaską nadal widziałem i doświadczałem pozytywnego potencjału innych roślin, pomimo rosnących nadużyć w różnych kulturowych i spirytualnych środowiskach.
Zarówno Fred jak i ja czuliśmy (i widzieliśmy) wiele osób, które koncentrowały się na medycynie/roślinach jako jedynym stosowanym środku, bez prawdziwej głębokiej pracy nad sobą (psychologicznej, ezoterycznej i duchowej) i ucieleśnieniem/ugruntowaniem, które zawsze były podstawą naszej pracy w czasie wyjazdów. Ludzie mają tendencją do oddawania tym roślinom zbyt wielkiej mocy, „czczą” je („duch rośliny mi powiedział”) i stają się nazbyt przywiązani do „doświadczenia”/podróży, lub oskarżają „przewodników roślinnych” o wprowadzenie w błąd/ manipulację jeśli sprawy przybrały obrót inny od wcześniej zakładanego, co jest efektem wpadnięcia w pułapkę ofiara/wina.
Po dłuższym okresie głębszej kontemplacji i refleksji, Fred Clarke Alvarez i ja postanowiliśmy zaprzestać pracy z Huachuma w czasie naszych wyjazdów.
Jak wspominałem ta decyzja wykrystalizowała się bardzo jasno w ciągu ostatniego roku. Praca jaką wykonujemy w dżungli jest wystarczająco potężna bez włączania jakichkolwiek dodatkowych roślin medycznych, chcemy koncentrować się na programach głębokiego ucieleśniania/gruntowania i innych, które opracowaliśmy oraz nowych jakie zamierzamy wprowadzić.
Ostatnio zdaliśmy sobie sprawę (dzięki wewnętrznemu doświadczeniu), że rośliny medyczne mogą interferować z procesem ucieleśniania i stać się przeszkodą na drodze prawdziwego kotwiczenia w ciele częstotliwości wyższej świadomości, chociaż także mogą być pomocne niektórym osobom na określonych etapach przebudzenia.
Czasy… One się Zmieniają
Mamy czasy bardzo odmienne od tych w całkiem niedawnej przeszłości. Wiele się zmieniło – cały „świat roślin medycznych” jest „skażony”, z wieloma nadużyciami i interefencjami, zwłaszcza od czasu gdy stał się tak popularny. Miałem wiele wiadomości od osób, które miały podobne doświadczenia i obserwacje, potwierdzających słuszność decyzji odnośnie naszego programu.
Teraz pojawiło się zbyt wiele problemów z roślinami w obecnej epoce chaosu, zwłaszcza w odniesieniu do energii jakimi jesteśmy teraz otoczeni. Imperatywem staje się konieczność dostrojenia naszego ciała do tych wyższych częstotliwości, by aktywować nasz oryginalny blueprint DNA – wewnętrzną organiczną technologię naszych ciał – bez dodatkowych zewnętrznych czynników/substancji. Osobiście wcale nie odczuwam potrzeby, aby pracować z jakąkolwiek roślinną medycyną. To decyzja płynąca z mojego ciała na podstawie doświadczenia, nie płynąca z mojego logicznego umysłu, ani nie będąca wyborem w reakcji na strach. Zdałem sobie sprawę, że im bardziej korzystamy z mocy tych roślin (zwłaszcza, gdy przesadzamy), tym mniej jesteśmy w stanie zakotwiczyć w sobie częstotliwości wyższej świadomości i połączyć obwody uśpionego DNA w sposób naturalny i permanentny.
Co więcej, te związki chemiczne mogą wywołać nieprawdziwe doświadczenia „szczęścia” i „oświecenia”, kiedy możemy oszukiwać samych siebie i wierzyć w „uzdrowienie” konkretnego problemu.
Miałem ciekawą rozmowę na ten temat z przyjaciółką, która intensywnie pracowała z Ayahuaską przez wiele lat. W okresie gdy używała jej najintensywniej była przekonana, że uzdrowieniu uległy jej podstawowe problemy (trauma z dzieciństwa), ponieważ medycyna ujawniła jej to uzdrawianie w bardzo jasny sposób, a ona sama czuła się coraz lepiej po każdej ceremonii.
Ale po kilku latach, zaczęły pojawiać się te same problemy, jakby nigdy nie zostały solidnie przepracowane. Doświadczyłem czegoś podobnego gdy pracowałem intensywnie z medycyną 15 lat temu. Cytowałem to już wcześniej (z artykułu): Musiałem przyznać, że przeceniłem siebie i do pewnego stopnia oszukiwałem samego siebie odnośnie wielu procesów uzdrawiania. Myślałem także, a nawet na początku czułem, że te rośliny pomogły mi uporać się z problemami z dzieciństwa, ale niestety te same problemy wróciły w nasileniu wiele lat później. Udało mi się z nimi uporać tylko dzięki trzeźwej , trudnej pracy wewnętrznej na różnych poziomach (psychologicznym, emocjonalnym, duchowym) i jednocześnie w pełni połączyć się z prawdziwym sobą w procesie integrowania duszy (ucieleśniania).
Rośliny medyczne nie są magiczną pigułką, która w cudowny sposób uzdrowi wszystkie rany i traumy, nawet jeśli mogą być pomocne i asystować w odkrywaniu tego co powinno być uzdrowione i przepracowane (mogą być pomocne, gdy mamy do czynienia z silnymi uzależnieniami).
Oszustwo – czy raczej błędna percepcja – z czego zdaliśmy sobie sprawę z moją przyjaciółką odnośnie terapii roślinnej jest podobna do powstającej z intelektualnej wiedzy (lub nawet „odczuwania”) na temat swoich problemów, gdy pominiemy konieczność pracy nad nimi na poziomie ucieleśniania.
Moja przyjaciółka miała interesujący wgląd na ten temat: patrząc wstecz, miała odczucie, że w czasie ceremonii Ayahuaski, otworzyły się jej rany i wykonała się projekcja wszystkiego do jej świadomości. To doświadczenie w połączeniu z euforią/poczuciem szczęścia/ekstazą bycia na haju (spowodowanym wpływem medycyny na DMT) – może wywołać wrażenie, że odbyło się głębokie uzdrawianie… wrażenie mogące trwać tygodniami, a nawet miesiącami. Z tego powodu ludzie wracają, by pracować z medycyną, gdy czują, że problemy „wracają na powierzchnię”, aby doznać tego „szczytowania” znowu i znowu.
Ten artykuł – Whoring the Goddess – Ayahuasca takes her revenge – także oferuje trochę cennych przemyśleń na temat reperkusji miazmatów nadużyć/uzależnień, które coraz bardziej pokrywają wibrujące pole Ayahuaski.
Niektórzy ludzie szczycą się faktem, że odbyli 30, 50, 80 lub więcej ceremonii Ayahuaski. W rzeczywistości jest to szalony poziom uzależnienia, łączący się z fenomenem „duchowych uników”: uzależnienie od doświadczenia, podczas gdy oszukujemy się i nie chcemy poznać prawdziwych powodów dla jakich poddajemy się doświadczeniu (i co tak naprawdę w rezultacie energetycznie bierzemy na siebie).
Szaman, z którym pracowałem mówił, że jeśli zrobisz to dobrze – z odpowiednim przygotowaniem (nie tylko dieta, ale także wykonanie uprzednio odpowiednio głębokiej pracy nad sobą), w odpowiednim kontekście i otoczeniu, właściwie dobranych następnych krokach pozwalających na zintegrowanie wszystkiego (nie liczone w dniach, ale miesiącach, a nawet latach) – potrzebujemy jednej lub dwóch ceremonii. Mówił także, że w ostatnich latach obserwuje coś, co nazwał „odwrotem” w dynamice medycyny – ludzie używający roślin mówili mu, że to raczej roślina ich używała, tworząc mało pomocne współuzależnienie.
Chciałbym podkreślić, że o ile istnieje możliwość kilkukrotnego użycia roślin świadomie jako narzędzia otwierającego, pod warunkiem kontynuacji pracy nad sobą bez użycia roślin, to samo uczestnictwo w ceremonii nie jest warunkiem koniecznym na ścieżce w kierunku przebudzenia i osiągnięcia pełni.
Także – mówiąc tradycyjnie – nawet zanim zwyczaj został zepsuty przez masowy trend (nie wspominając nic o tym, że wiele osób nawet nie kwestionuje samych tradycji, co wynika z pułapki ślepego romantyzowania tubylczych kultur), nie każdy był dopuszczany do udziału w ceremonii, w której brało udział tylko kilka osób. Udział w grupie powyżej 10 osób może nastręczać trudności (wiem to z doświadczenia), nie wspominając o 60 czy 100.
Moja dobra przyjaciółka, która była szamanką (zmarła kilka lat temu) opowiedziała mi kiedyś co przeżyła, gdy asystowała bardzo znanemu szmananowi (który jest właścicielem centrum Ayahuaski), w Sacred Valley w Peru podczas ceremonii prowadzonej dla 30 osób. Szaman sobie po prostu siedział, śpiewał i grał na gitarze – w międzyczasie uczestnicy byli w ciężkich procesach. Moja przyjaciółka była bardzo wrażliwa na energie, była też jasnowidząca; i podczas gdy uczestnicy jęczeli, krzyczeli i wymiotowali, zobaczyła jak ciemny cień/byt wyszedł z jednego z uczestników i przeszedł po prostu na osobę znajdującą się obok, znajdując w ten sposób nowego gospodarza. A szaman zupełnie nie był świadomy co się wydarzyło i nie poświęcił choćby minuty swojego czasu. Taka obojętność nie jest rzadka, zwłaszcza w dużych grupach, gdzie ludzie się nie znają (włączając szamana), bo spotkali się dopiero przed ceremonią. W takich okolicznościach, nigdy nie wiesz na co się otwierasz i w jaki sposób energia kolektywna przemiesza się w tak dużej grupie.
W przeszłości trzeba było „zasłużyć” na udział – zawsze było wiadomo, że to nie jest dla każdego. Uczestniczyć mogli tylko znani sobie nawzajem członkowie lokalnej społeczności, a często tylko ci, którzy znali się od dzieciństwa.
W wielu okolicznościach z tych roślin mogli korzystać tylko szamani lub były przeznaczone tylko i wyłącznie do pracy z ciężkimi przypadkami. Aby uzupełnić informacje o tym szaleństwie i nieprawidłowościach, dzisiaj „szamani” oferują Ayahuaskę, Huachumę – i inne rośliny psychoaktywne (lub związki będące wyciągami z żab) – jedno po drugim, a czasem tylko z jednodniową przerwą pomiędzy sesjami. Mieszanie duchów roślin psychoaktywnych w ten sposób jest bardzo dużym „nie, nie”, o czym bardzo dobrze wie każdy prawdziwy szaman. Ale jak Fred widział na własne oczy, jako osoba, która urodziła i wychowała się w Peru, dzisiaj te centra roślinne są jak „psychodeliczna cukiernia”, gdzie duchy są przekazywane bez rozróżnienia, ktokolwiek ma ochotę… zwłaszcza, że wiedzą iż „gringos” lubią „fajerwerki”.
Substancje psychodeliczne jak Ayahuasca tworzą stan hiper-sugestywności, w którym osoby są bardzo podatne na sugestie innych. Wiele tradycyjnych kultur wykorzystywało to do wszczepiania młodym ludziom wartości kulturowych i zachowań, gdy w ten sposób otrzymywali inicjację w dorosłość. Na Zachodzie, podczas używania psychodelików, mogą być wszczepiane młodym ludziom anty-wartości, zwłaszcza gdy są używane w kontekście duchowo wyzwolonym od zobowiązań i praw moralnych.”
– Marlene Dobkin de Rios
Dominujące dzisiaj Neo-Szamańskie Psychologiczne Operacje Specjalne wypaczyły to, czym jest prawdziwy szamanizm, mutując tradycje w popularne atrakcje, gdzie wszystko co musisz zrobić to zapłacić po to, aby doznać duchowego doświadczenia.
Hasło reklamowe – że te rośliny są najlepszą drogą do osiągnięcia tego co się nazywa „dostępem do wyższej rzeczywistości” – rozprasza ludzi i odciąga od tego czym naprawdę jest prawdziwa głębsza praca duchowa i ezoteryczna, a wręcz tworzy iluzję, że skoro wzięło się udział w ceremonii to jest się przebudzonym. Wiąże się to z odwróceniem uwagi od „fenomenu mistycyzmu”:
“Można osiągnąć tak zwane rezultaty ezoteryczne, które nie są czyste, są fałszywe i dlatego są przejściowe. Tu odnosimy się do ogromnych rzeczywistości okultystycznych, gdzie dzieci tego stulecia, bardziej zdolne od dzieci światła, szukają zastosowania swoich możliwości poza światem widzialnym. Dzieje się to w czymś co nazywamy „fenomenem mistycyzmu”.
Istnieje typ ludzi, którzy odrzucają całkowitą odpowiedzialność moralną za siebie i za osoby, z którymi są związani. Często można ich spotkać, zawsze próbujących znaleźć ramię, na które można zrzucić odpowiedzialność, o ile ten ktoś ma jakąkolwiek władzę, zasłużoną czy nie.
Ci ludzie są otwarci na każdą formę sugestii hipnotycznej i praktycznie proszą by ich zahipnotyzować. Mają dobre intencje, ale poszukują „cudów” bo sami są zbyt słabi lub zbyt leniwi, by powziąć z sukcesem pracę ezoteryczną.
A „wilki” pożerają je, znajdując usprawiedliwienie w tym, że działają tylko z korzyścią dla ludzkości. Ale to nie jest prawda; bo ci nawróceni, mogą stać się kluczowymi postaciami na ezoterycznej szachownicy. Umysłowa apatia i emocjonalna bezwładność są odpowiedzialne za wykolejenie człowieka nawet uzbrojonego w najlepsze intencje, zwłaszcza jeśli usprawiedliwiają swoje ludzkie słabości, uznając je za normalne, szczególnie na płaszczyźnie seksualnej.”
– Boris Mouravieff, Gnosis
Wiele osób nie wie, że rośliny medycyny psychodelicznej nie zawsze były częścią wielu pradawnych praktyk szamańskich, ale zostały wprowadzone na późniejszych etapach historii kultury; obecnie szamanizm wydaje się być automatycznie utożsamiany z roślinami Ayahuaska/medycznymi:
Fenomenologia transu uległa wielu zmianom i zniekształceniom, głównie z powodu pomyłki co do dokładnej natury ekstazy. Odnośnie oryginalnego doświadczenia szamańskiego narkotyki są tylko wulgarnym substytutem „czystego” transu.
Używanie środków odurzających jest ostatnią innowacją i wskazuje na dekadencję w technice szamańskiej. Odurzanie narkotyczne polega na naśladowaniu stanu, którego szaman nie jest już w stanie osiągnąć w inny sposób. Dekadencja lub wulgaryzacja mistycznej techniki jest widoczna w starożytnych i współczesnych Indiach, a nawet na całym Wschodzie, ciągle znajdujemy tę dziwną mieszankę „trudnych dróg” i „łatwych sposobów” urzeczywistnienia mistycznej ekstazy lub innego decydującego doświadczenia.
– Mircea Eliade, Shamanism: Archaic Techniques of Ecstasy
Hałas otaczający turystykę medycyny roślinnej w dzisiejszych czasach powoduje, że za każdym razem, gdy wspominam komuś, że prowadzę wyjazdy do Peru (nie wspominając nic o ceremoniach), dosłownie za każdym razem, bez wyjątku, osoba odpowiada „Ah, ayahuasca!”. Muszę wtedy wytłumaczyć, że nasza praca nie koncentruje się na roślinach leczniczych, ani nie pracujemy z samą Ayahuascą.
Innym powodem, dla którego przestaliśmy pracować z Huachumą, jest to, że nie chcemy przyciągać osób, które się zapisały, ponieważ „zawsze chciały wyjechać do Peru, aby wziąć udział w ceremonii medycznej” (straciłem rachubę, jak często otrzymałem tego typu wiadomość). Nie o to chodzi w naszej pracy … ale nawet gdy mieliśmy ceremonię Huachumy w ramach programu, to był to tylko jeden dzień z dziewięciu w sumie, i jasno dawaliśmy do zrozumienia, że to nie jest główny cel naszej pracy.
Widzę również coraz więcej organizatorów oferujących medycynę w ramach „strategii marketingowej”, aby wykorzystać popularność i hałas wokół „szczytowego doświadczenia” i przyciągnąć więcej uczestników. Dzieje się tak zwłaszcza w Peru – szaleństwo roślin szerzy się w całym kraju i nie jest to ładny obraz, szczególnie w „Sacred Valley”. WIELE zmieniło się, odkąd tam byłem 12 lat temu.
Prawdopodobnie nie jest przypadkiem, że społeczeństwo, które najbardziej konsekwentnie zachęcało do używania tych substancji, Indie, wytworzyło jeden z najbardziej chorych porządków społecznych kiedykolwiek stworzonych przez ludzkość, w których myślący ludzie spędzają swój czas zagubieni w pozycji Buddy pod wpływem narkotyków badając świadomość, podczas gdy bieda, choroby, dyskryminacja społeczna i przesądy osiągnęły najwyższą i najlepiej zorganizowaną formę w całej historii.
– Professor David McClelland
Moja decyzja o zaprzestaniu wszelkich związków z roślinami/psychodelikami zmieniającymi świadomość jest odzwierciedleniem mojego wewnętrznego procesu ucieleśniania. Jak wspomniałem wcześniej, zdałem sobie sprawę, że używanie ich stało się nie tylko przeszkodą w przebudzaniu, w procesie związanym z indywidualizacją duszy, ale jest także odpowiedzialnością (na wielu innych poziomach), na którą już nie chcę się wystawiać.
Cała „częstotliwość” ceremonii roślinnych nie wydaje się być zgodna z pracą, którą robimy wspólnie z Fredem – osiągnęliśmy intuicyjną „akceptację” zamknięcia tego rozdziału jako naturalnego rezultatu naszego własnego procesu i pracy … podróż, która wciąż się zmienia wraz z każdą nową lekcją (i zdobytą później mądrością). Ponownie podkreślę, że na swojej drodze nie trzymam się „jednej rzeczy” – ani moja praca nie opiera się na jednej modalności/nauczaniu. Jest to nieskończenie otwarta praca w procesie i kontekście ewolucji duszy i procesu przebudzenia.
Okultystyczne Wrogie Byty i Matryca Hiper-wymiarowa
Jednak większy problem z medycyną (wiążący się ze wszystkimi wyżej wymienionymi zniekształceniami) jest związany z „tematem wszystkich tematów” – hiper-wymiarową matrycą systemu kontroli. Jest to bardzo źle rozumiany lub ignorowany temat, który często jest wyśmiewany jako „nonsens w stylu science-fiction”.
Okultystyczne wrogie siły „zrobiły skok” na „świat medycyny” w sposób, o którym większość ludzi nie zdaje sobie sprawy – i biorąc pod uwagę chemię człowieka „otwierającą portal” między fizjologią człowieka a biologią roślin, nie jest to niespodzianką. W tym czasie w erze przyspieszonych zmian, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz, dochodzi do okultystycznej (ukrytej) duchowej wojny ciemności i światła, która odbywa się „za zasłoną”, działając PRZEZ nas … i nasila się.
Ta dualistyczna matryca próbuje zablokować jak najwięcej ludzi w więzieniu swojej częstotliwości, aby zabezpieczyć swoją dostawę żywności (i przeciwdziałać procesowi przebudzenia wielu osób), podczas gdy jednocześnie Boska moc próbuje także zakotwiczyć się w dobroczynnych intencjach.
Otwarcie się – co mogę dodać z mocą – na niewidzialne królestwa za pośrednictwem substancji zewnętrznych, może spowodować otwarcie (bramy) dla podmiotów, które przejdą i pasożytniczo podłączą się do hosta/”latarni”. To niebezpieczeństwo zawsze istniało w każdym rodzaju pętli rytualno-myślowej, ale wyraźnie wzrasta wraz z globalnym wzrostem dostępności zachcianek zmieniających neurologię.
Zasadniczo hiper-wymiarowe byty wykorzystują rosnącą popularność roślin leczniczych (w szczególności Ayahuaski) w celu „znakowania” większej liczby ludzi i przejmowania ciała poprzez „porywanie duszy”. Niedawno natknąłem się na tę wypowiedź Lisy Renee, która potwierdza to, z czego Fred i ja zdaliśmy sobie sprawę (i widzieliśmy, jak się dzieje), szczególnie w ciągu ostatniego roku:
Udział w ceremoniach z zastosowaniem Ayahuaski oraz innych roślin szamańskich czy leków psychodelicznych są zachowaniami wysokiego ryzyka, które zachęcają różne byty do podczepień, uzależnień i przejęć ciał istot ludzkich na planecie podczas Cyklu Przejścia. Duch rośliny Ayahuaska został przejęty przez wiele ciemnych awatarów i konsorcjum NAA (Agenda Negatywnych Obcych) bytów (okultystyczne wrogie siły hiper-wymiarowej matrycy), które są obecne na tej planecie podczas Cyklu Przejścia, aby zebrać żniwa dusz oraz przejąć ciała fizyczne.
Ich przeznaczeniem jest ingerowanie w prawdziwe duchowe połączenia i wyłączenie neurologicznej komunikacji pomiędzy świadomością osób i ich wyższym duchem. Instalują one własne programy do obsługi ciała i mózgu w autonomicznych funkcjach centralnego układu nerwowego. Zazwyczaj jest to program oświecenia astralnego, który oszukuje osobę, aby uwierzyła, że jej sztucznie wywołany duchowy i zmieniony stan świadomości jest prawdziwy.
Roślina Ayahuaska jest połączona z potężnym duchem, który wzmocnił się z powodu wielu osób fałszywie prowadzonych tą drogą i przyjmujących ją w dużych ilościach. Ceremonia roślinna w najczęstszych przypadkach wygląda tak, że duch rośliny jest manipulowany przez negatywne siły, które chcą aby oryginalna świadomości osoby przyjmującej lek opuściła ciało i/lub chcą zmienić oś czasu.
Celem oszukańczego bytu, który chce przejąć ciało ludzkie w obecnym czasie lub w przyszłych liniach czasowych, jest nakłonienie osoby do użycia Ayahuaski, aby otworzyć ciemny portal, co umożliwi dostęp do wewnętrznego duchowego sanktuarium tej osoby.
– Lisa Renee, Energetic Synthesis
Ważne jest, aby pamiętać, że Lisa Renee mówi o „tym czasie” tj. odnosi się do rosnącej intensyfikacji energii, które powstały w wyniku desperackich prób okultystów z matrycy okultystycznej, by utrzymać ludzkość w więzieniu częstotliwości – co również obejmuje podszywanie się/przejęcie doświadczeń „oświecających”. Wszystko to może pomóc czytelnikom zrozumienie macierzy hiper-wymiarowej, w szczególności tego jak negatywne byty mogą najczęściej pojawiać się jako życzliwe siły w celu stworzenia „pułapek umów”.
Czuję, że jest czas i miejsce, w którym rośliny te mogą pomóc jako „narzędzia” (tak jak ja sam doświadczyłem) do rzucania niepotrzebnych wzorów i leczenia urazów/nałogów, ale tak jak w przypadku każdego zewnętrznego narzędzia, musi ono zostać odłożone na bok w pewnym momencie przez każdego, kto jest szczerze zaangażowany w proces integracji duszy (ucieleśnienie). Prawdziwy proces przebudzenia wymaga unikania dołączania do jakiejkolwiek pojedynczej „ścieżki” i zewnętrznych katalizatorów.
Ta prawda będzie szczególnie trudna do zaakceptowania przez ludzi, którzy zbudowali całe swoje życie wokół roślin leczniczych i/lub którzy bardzo się z nimi utożsamiają, zwłaszcza gdy ich „kariera” zależy od dalszej popularności i szerokiej akceptacji neo-szamanistycznych rytuałów z udziałem tych substancji. Dlatego nieunikniona jest konfrontacja z „wyzwalaczami” wokół tego tematu, jak już zauważyłem po niektórych reakcjach, kiedy opublikowałem powyższy cytat Lisy Renee na Facebooku.
Najczęściej osoby te nie mają prawdziwego zrozumienia zarówno hiper-wymiarowej matrycy, jak i NAA, o których wspomina Lisa, ale po prostu reagują mechanicznie, nie rozumiejąc kontekstu. Jestem oskarżany o zaprzeczanie moim wcześniejszym opiniom na temat roślin leczniczych przez osoby, które wyraźnie nigdy nie przeczytały mojej pracy dogłębnie (stąd zwykle wyjmują rzeczy z kontekstu).
Ciągle powtarzam, że wciąż się uczę i wzrastam, ponieważ szukanie prawdy jest nieskończonym procesem – ta prawda sugeruje również, że są chwile, w których mogę (i będę) zmieniać mój punkt widzenia na podstawie wewnętrznego doświadczenia w połączeniu z badaniami, skutkującymi nowymi wglądami.
Tak naprawdę nie byłoby dobrze dla mnie i mojej pracy, gdybym nadal miał takie samo stanowisko jakie miałem 15 (lub nawet pięć!) lat temu. Nie jestem tu po to, aby powiedzieć komukolwiek, co powinni, a czego nie powinni robić … Rób to, co uważasz za słuszne i żyj tak, jak chcesz. Bądź jednak świadomy niebezpieczeństw podczas szukania odpowiedzi, szczególnie podczas pracy z Ayahuascą.
Problem numer jeden, który widzę u ludzi używających Ayahuaski, to infiltracja bytów w ich polu energii świetlnej. W rzeczywistości spotkałem bardzo niewielu ludzi, którzy używali Ayahuaski, a którzy nie mają podczepionych bytów wpływających na ich świetliste ciało. Nie sugeruję, że użycie Ayahuaski było jedynym źródłem, głównym źródłem, a nawet w ogóle źródłem tych podmiotów.
Wielu ludzi (zazwyczaj nieświadomie) walczy z efektami psychicznego wtargnięcia i podczepień, nawet jeśli nigdy nie używali roślin psychoaktywnych. Warto jednak podkreślić, że istnieje wiele sytuacji, w których zdawałem sobie sprawę z tego, że znaczący stopień psychicznego wtargnięcia, którego doświadczali ludzie z którymi się spotkałem, był bezpośrednio związany z użyciem Ayahuaski…
Brak świadomości o bytach i sposobach, w jaki odnoszą się one do Człowieka, jest jednym z aspektów tego, co sprawia, że picie Ayahuaski jest potencjalnie szkodliwym doświadczeniem. To jeden aspekt tego, co czai się w cieniu Ayahuaski. Mój poprzedni partner (wyjątkowo uzdolniony uzdrowiciel energii szamańskiej) pracował ze znaczną liczbą klientów, którzy mieli do czynienia z negatywnymi następstwami ich podróży z Ayahuaską. Problemem numer jeden były podmioty w ich systemie energii świetlnej. Konsekwencje takich włamań sięgają szeroko. Bezsenność, paranoja, wybuchy emocjonalne, wahania nastroju, depresja, choroby fizyczne i nie tylko… Większość ludzi, których spotkałem wyszli z ceremonii Ayahuaski z jednym lub większą ilością nowo nabytych podmiotów w swoim polu energetycznym, w ogóle nie byli świadomi tego, co złapali. Co najwyżej czuli się trochę „wyłączeni”, ale składali to na karb uzdrawiania lub procesu dostosowywania z powodu „niesamowitej ceremonii”, którą właśnie przeszli. A w rzeczywistości mieli autostopowicza, który wkrótce stanie się pasożytem.
– Jonathan Evatt, The Dark Side of Ayahuasca
Ayahuaska przejęcie przez byt – studium przypadku
Rok temu pracowałem z kimś, kto miał podczepiony byt, który złapał na ceremonii Ayahuaski. To najpoważniejszy rodzaj przejęcia (nie tylko podczepienia), jaką kiedykolwiek widziałem u klienta. Istota dosłownie przejęła kontrolę nad jego ciałem. Kiedy pracowałem z nim przez Skype’a, istota ingerowała w naszą sesję, doprowadzając go do skurczów, dławiąc go itd. To zwykle nasilało się, gdy razem z obecną na sesji jego dziewczyną wzmacnialiśmy go, a ja zapewniałem narzędzia do pracy i mówiłem, że istota nie ma nad nim władzy. Borykał się z tym bytem przez około sześć miesięcy, co zasadniczo niszczyło jego życie. Istota sprawiła, że niemal umarł z głodu w pewnym momencie, ponieważ „to” powiedziało mu, że unikanie jedzenia będzie dla niego dobre. W rezultacie musiał być hospitalizowany po tym, jak bardzo stał się słaby i tracił zbyt dużo wagi. Musiał także poddać się operacji, ponieważ jego ciało nie przyjmowało już więcej pokarmu.
Po pobycie w szpitalu lekarze próbowali podawać mu silne leki psychotropowe, ponieważ zdiagnozowano go jako umysłowo chorego. Próbowali nawet umieścić go w szpitalu psychiatrycznym. Były też próby samobójcze, wywołane przez byt. Na szczęście, dzięki silnemu wsparciu swojej dziewczyny (prawdziwa wojowniczka), odrzucił to wszystko. Wyjechali do Meksyku, szukając alternatywnej pomocy (ponieważ nie był szalony pomimo etykiet, które współczesna psychiatria próbowała mu przypiąć). Wdrożenie leków i umieszczenie w instytucji psychiatrycznej byłby jego końcem. Istota nieustannie wstrzykiwała mu pętle myślowe mówiąc, że jest tylko małpą na sznurkach i nie ma osobistej mocy, i że „to” może zrobić z nim to, co zechce. Czasami istota przemawiała przez niego (i było jasne w tych momentach, kiedy to nie „on” mówił). Ciągle drenowała go z siły życiowej, żywiła się wszelkim lękiem i niepokojem, klient nawet używał własnego ciała, by uderzyć samego siebie, itd. – to tylko kilka wglądów w to, z czym miał do czynienia… a jest tego o wiele więcej. Nie mogę udostępniać wszystkich danych ze względu na prywatność.
Po tym, jak on i jego dziewczyna natknęli się na mój artykuł “Reflections on Ayahuasca, Psychedelics, Marijuana, and a critical look at the Psychedelic Movement” skontaktowali się ze mną, ponieważ artykuł pomógł im zrozumieć własne doświadczenia, co dało im poczucie ulgi. Po skontaktowaniu się ustaliliśmy, że przejęcie miało miejsce podczas ceremonii Ayahuaski, która była prowadzona przez znanego szamana w znanym ośrodku Ayahuaski w Iquitos (Peru), który jest nawet polecany przez znanego „lidera” na scenie Ayahuaski/ruchu psychodelicznego. Ustaliliśmy, że dowiedział się o tym szamanie za pośrednictwem strony internetowej, na której ten adwokat Ayahuaski bardzo dobrze się o nim wypowiadał. Sposób, w jaki przyjął ten byt, jest doskonałym przykładem scenariusza „pułapki zgody” [kluczowego pojęcia!], w którym byt pojawił się w jego wizji w trakcie ceremonii Ayahuaski jako „przewodnik duchowy” lub „anioł”, co pozornie było niegroźne i niewinne, więc naiwnie go zaprosił.
Incydent ten jest tym bardziej niepokojący, szczególnie w odniesieniu do osób zaangażowanych i prowadzących centrum Ayahuaski (w tym nadużywanie alkoholu przez „szamana”), które wykazały silne oznaki ciemnego szamanizmu w pracy. Wydaje się bardzo prawdopodobne, że klient został „otagowany” przez szamana, by czuł się chory i aby wrócił po więcej „terapii”.
Nie różni się to od sytuacji, gdy zachodni doktor utrzymuje pacjentów w chorobie lub uzależnia ich od leków i recept na produkty Big Pharmy. Istnieje wiele opowieści o lekarzach/szamanach w dżungli, dokonujących takich aranżacji z siłami hiper-wymiarowymi, aby uzyskać więcej władzy i wpływów na świecie.
Ci z nas, którzy są świadomi w sferach metafizycznych, są w stanie nauczyć się angażowania w psychiczną wojnę. Powszechnie nazywa się to Czarną Magią lub Czarnoksięstwem. Jednym z narzędzi dostępnych czarnoksiężnikowi są strzały psychiczne lub psychiczne strzały trucizn. Rzutki te mogą być wykorzystywane do przenoszenia złych intencji lub przenoszenia toksycznej energii w świetlne pole targetowanej osoby.
Kiedy byłem w Cuzco przez kilka tygodni, poznałem Niemkę mieszkającą w Starym Cuzco. W Niemczech była tradycyjną psychoterapeutką. Trenowała także z ludźmi Q’ero w odległych regionach Andów. Jednym z powodów, dla których żyła w Cuzco, była pomoc ludziom Zachodu, którzy zostali poszkodowani w czasie doświadczeń z Ayahuaską. Opowiedziała mi o dwulicowych szamanach, powiedziała, że wielu szamanów Ayahuasca ma dwie twarze, co oznacza, że mają twarz obdarowującego uzdrowiciela i jednocześnie drugą, złą twarz.
Opowiedziała mi o kilku z wielu taktyk, które stosują dla własnego zysku. Jedną jest strzała intencji. Powiedziała, że dosyć często Ayahuasqueros umieszczają strzałę w świetlistym polu osoby uczestniczącej w ceremonii. Strzałka jest umieszczana z zamiarem wpłynięcia na te osoby, aby po powrocie do ojczystego kraju opowiedziały o Ayahuasquero wielu osobom, nawet by zorganizowały grupy i pracowały z Ayahuasquero. Ayahuasquero robią to dla własnej korzyści, aby uzyskać więcej klientów. Opowiedziała mi wiele innych historii o ciemnej stronie handlu Ayahuaską w Peru.
Powiedziała, że z setek Ayahuasquero, z którymi się zetknęła, ogromna większość to dwie twarze. Wydaje się, że to stwierdzenie jest zgodne z komentarzem Juana, że większość Ayahuasquero, z którym pracował podczas ceremonii, korzysta z pomocy demonicznych istot. Podejrzewam, że obie strony korzystają z takiego układu. Niemiecka lekarka opowiadała o ludziach, którzy byli zdezorientowani, obłąkani i mentalnie niestabilni w wyniku pracy z Ayahuaską.
– Jonathan Evatt, The Dark Side of Ayahuasca
Z pomocą jego dziewczyny udało mi się przywrócić go do własnego ciała, dzięki kilku narzędziom do pracy (jak komunikować się z istotą, nie poddając się strachowi i wszczepianym myślowym), a co najważniejsze, wzmacniając go. Jego dziewczyna nagrała sesję Skype i wysłała ją do rodziny, co pomogło im otworzyć się na ten temat i dzięki czemu przestali uważać go za psychicznie chorego.
Para poleciała z powrotem do domu w Kanadzie, a on otrzymał wsparcie swojej rodziny bez groźby umieszczenia w szpitalu psychiatrycznym. Zaczął próbować wielu metod, które nie pomogły, włączając w to sesję Holographic Kinetics (która zwykle jest dobrą terapią na usuwanie obcych bytów), ale tym razem nie pomogła … w rzeczywistości, praktykująca HK – którą akurat znam, nie przestrzega wielu ustalonych praktyk dla tego typu uzdrawiania – nie mogła dokończyć sesji, ponieważ ta sprawa była niejako „poza jej ligą”. Należy pamiętać, że nie był to zwykły przypadek podczepienia, ale demoniczne drakońskie przejęcie.
Taka rezygnacja wynika również z braku doświadczenia ze strony uzdrowiciela, a także zależy od poziomu ich świadomości – nie ma to nic wspólnego z możliwościami metody. Samo „uczenie się” metody na tygodniowym kursie to za mało. Ten poziom pasożytniczego przejęcia był również czymś, czego nie można było usunąć podczas jednej sesji. Pracowałem z nim przez około miesiąc, a każda sesja Skype trwała wiele godzin. To, co opisałem, jest tylko fragmentem jego historii.
Zaangażowałem do pomocy mojego brata Freda Clarke’a Alvareza, ponieważ miał do czynienia z wieloma takimi przypadkami, które miały miejsce w Peru i zasadniczo na całym świecie wszędzie tam, gdzie Ayahuasca jest „serwowana” w dzisiejszych czasach, o czym wielu ludzi nie ma pojęcia. Zazwyczaj tego rodzaju przypadki są wyciszane i zdarzają się znacznie częściej niż ludzie zdają sobie z tego sprawę. Ten przypadek był bardzo ciężki, ja mogłem zaoferować tylko sesje Skype, a on potrzebował bezpośredniej pomocy wykwalifikowanego i doświadczonego praktyka, który rozumie, co się naprawdę dzieje.
Nasze bezpośrednie osobiste sesje były punktem zwrotnym w jego drodze powrotnej do osobistej niezależności. Niedawno z nim rozmawiałem – radzi sobie znacznie lepiej i znów jest w stanie normalnie żyć, ale wciąż konieczna jest praca, aby dokończyć integrację. Kiedy będzie w pełni zdrowy, opowie o tym dogłębnie; może nawet napisze książkę o tym przez co przeszedł.
Ważne jest, aby podkreślić, że podczas całej podróży uzdrawiającej nie wpadł w pułapkę bycia ofiarą i poczucia winy. Natomiast wziął pełną odpowiedzialność za to, co mu się przydarzyło, miał świadomość własnych słabych punktów (martwe miejsca), zranień i braków, które wmanewrowały go w tę sytuację. Ta postawa i stan umysłu braku przyzwolenia na złapanie w spiralę bycia ofiarą/poczucia winy, wzmocniła go i pomogła mu się wyleczyć, ponieważ byty zewnętrzne żywią się częstotliwością energetyczną wstydu/żalu/złości i chcą, abyśmy tkwili w nich.
Wszystko to są lekcje, nieustająco.
Wysoka wrażliwość
Zauważyłem również, że niektórzy ludzie (ze mną włącznie) stali się zbyt wrażliwi na stany świadomości wywołane przez rośliny lecznicze/psychodeliczne (w tym konopie indyjskie). Może się zdarzyć, że ciało astralne człowieka zostanie wypchnięte poza limit jego „pasma”, co może zniszczyć aurę, stworzyć pęknięcia w ciele energetycznym i pozostawić miejsce na podczepienia bytów i inne zakłócenia – wszystko, czego sam doświadczyłem, ucząc się w trudny sposób czyli na własnej skórze. Jest to jeden z powodów, dla których tak bardzo skupiam się na praktykach gruntowania i ucieleśnienia, aby w pełni zakotwiczyć duszę w ciele.
Większość ludzi na początku nie ma kontaktu z ciałem i tkwi w głowocentrycznej egzystencji. Co więcej, wędrowcy, renegaci lub gwiezdne nasiona/istoty (jednostki, których dusze wcieliły się z wyższej gęstości – czwartej lub szóstej w naszą trzecią gęstość) z konkretną misją do wykonania, aby pomóc ludzkości w tym Czasie Przemiany, zwykle już i tak mają trudności z życiem w naszej gęstości. Wielu z nich ma trudności z zaakceptowaniem tego ciała i pozostaniem w nim. Są to „pogromcy systemu”, kwestionujący status quo i nie pasujący do większości ludzkości. Z powodu wejścia w niższą gęstość życia fizycznego na Ziemi zapomnieli, że był to ich świadomy wybór, aby wykonać określone zadania zgodne z profilem misji jaką wybrali. Ich pamięć ze „starożytnego domu” jest ukryta w nich głęboko i wymaga przebudzenia. Ten cel jest do odkrycia, co zależy od świadomego rozwoju osobistego i zdobycia wyższej Wiedzy – napisałem dogłębnie o tym temacie tutaj: “Wanderers, Purpose, and Esoteric Work in this Time of Transition”. Ten esej dotyczy także oszustwa New Age dotyczącego pojęcia wędrowca i powiązanych z tym pułapek ego.
Wędrowcy są nie tylko przedmiotem manipulacji hiperwymiarowej w tej Matrycy Systemu Kontroli, ale wydają się być PIERWOTNYMI celami okultystycznych wrogich sił 4D STS, ponieważ ich misja oczywiście koliduje z planami ukrytych kontrolerów tego świata. Stąd te „istoty gwiezdne” są znacznie bardziej bezbronne, gdy znajdują się w stanach odmiennej świadomości sztucznie wywołanych za pośrednictwem substancji zewnętrznych. W przeszłości, niektóre z moich doświadczeń z psychodelikami i roślinami medycznymi pomogły mi „zapamiętać”, dlaczego zdecydowałem się być tutaj, i wydaje się, że aktywowałem coś głęboko we mnie, taki pozytywny wyzwalacz/czynnik uruchamiający. W tym wszystkim jest także paradoks. Jednak, jak już wcześniej wspomniałem, czasy się zmieniły.
Zasłona staje się coraz cieńsza, różne sfery łamią się, tworząc kolejne otwory i portale dla okrutnych wrogich sił. Praca z roślinami leczniczymi w dzisiejszych czasach bardzo się różni w porównaniu do tego jak to było kilka lat temu. Żyjemy w bardzo różnych czasach, energetycznie rzecz biorąc, a na dokładkę wszystko gwałtownie się nasila. Chcę również przyznać, że dla niektórych osób praca z roślinami leczniczymi może być nadal korzystna w odpowiednim kontekście i okolicznościach.
Ostatecznie jest to osobisty wybór i jak już wcześniej powiedziałem, nie jestem tu po to, aby powiedzieć komuś, co powinien lub czego nie powinien robić. Musisz sam zdecydować. Zapewniam jednak, że nie potrzebujesz żadnych „roślin leczniczych”, aby się uzdrowić lub „budzić”, więc nie wierz w ten hałas.
Dla mnie osobiście, w dzisiejszych czasach, kiedy energie się nasilają, ryzyko pracy z roślinami psychoaktywnymi znacznie przewyższa korzyści, stąd odchodzę od „ścieżki medycyny”.
Moje niedawne wewnętrzne doświadczenia jasno pokazały mi, że używanie roślin leczniczych staje się przeszkodą w moim osobistym procesie integracji i przebudzenia duszy, bez względu na ewentualne „skutki uboczne” tych ingerencji. Skupiłem się na wykonywaniu praktyk naturalnie zakotwiczających na wyższych częstotliwościach świadomości poprzez proces ucieleśnienia i ponownego połączenia z moją wewnętrzną technologią ciała (aktywacja DNA) bez jakiejkolwiek zewnętrznej substancji/katalizatora lub „leku”.
Błędne wyobrażenia o podczepieniach bytów i jak radzić sobie z atakami okultystycznymi
Aby było jasne, nie twierdzę, że przyjmowanie roślin leczniczych automatycznie spowoduje ingerencję/podczepienie bytu. Aby dodać kolejny paradoks, czasami właściwe użycie roślin medycznych w odpowiednim zestawie i ustawieniu może nawet pomóc w usunięciu pasożytniczego bytu od jej hosta (zarówno ja jak i Fred byliśmy świadkami takich wydarzeń).
Każdy z nas jest poddawany tym niebezpiecznym zakłóceniom na co dzień, z użyciem czy bez roślin leczniczych/psychodelików, ponieważ wszyscy jesteśmy wystawieni na działanie sił okultystycznych. Jak już pisałem w kilku innych esejach, o ile nie jesteśmy w pełni ucieleśnieni (integracja duszy), o ile nie mamy wzmocnionej świadomości niereaktywnego punktu zerowego, o ile nie leczyliśmy naszych zranień, urazów, uwarunkowań i martwych punktów (które wszyscy mamy w różnym stopniu) – jesteśmy obiektem ingerencji (manipulacji) w sposób, o którym większość z nas nie ma świadomości. I nie jest to szerzenie strachu, ale po prostu odzwierciedla rzeczywistość wszechświata (widzialnego i niewidzialnego), w którym żyjemy. Jednym z pytań, które jest mi często zadawane dotyczące okultystycznych wrogich ataków i podczepień bytów – jest sposób radzenia sobie z nimi.
Zauważyłem, że wielu ludzi (którzy są świadomi matrycy hiper-wymiarowej i mają do czynienia z tymi atakami – w tym klienci, z którymi pracuję) zwykle uważają, że siły te są silniejsze niż jest to w rzeczywistości. Może to również prowadzić do niepotrzebnego uczucia lęku i paranoi (w tym może budzić poczucie bycia ofiarą i poczucie winy), które – o ironio – te siły chcą zaszczepić w osobie poszukującej, ponieważ tworzy to częstotliwość, którą byty się żywią oraz rozszerza miejsce wejścia (podobnie jakby włamać się do energetycznej zbroi jaką jest aura). Wiele osób desperacko szuka kogoś, kto usunie byt i ochroni od jakiejkolwiek okultystycznej ingerencji. Jest to temat, który już wcześniej omawiałem:
„Jednym z założeń jakie ludzie przyjmują, a o którym słyszę, jest to, że tylko ktoś zewnętrzny/inna osoba może usunąć podczepione byty lub implanty eteryczne, i dopiero wtedy wszystko będzie dobrze. Tak nie jest. Usunięcie bytu nie jest wystarczające, ponieważ powróci on dziesięciokrotnie wzmocniony, jeśli „punkt wejścia” nie zostanie wyleczony/zamknięty. Dobrym porównaniem będzie zabieg chirurgiczny. Po usunięciu guza musisz jeszcze zająć się raną (i oczywiście współpracować z chirurgiem, który wie, co robi. Co oznacza, że trzeba rozpoznać uzdrowicieli hochsztaplerów, aby nie spowodować infekcji; musisz także przygotować się na zmiany stylu życia, aby guz nie odrastał.
Jest to holistyczne podejście na poziomie energetycznym, a wiele zależy od tego, czy klient bierze na siebie odpowiedzialność za proces leczenia, nie popada w poczucie bycia ofiarą lub w „obwinianie bytów”, co często widzę u ludzi, z którymi omawiam te tematy. W końcu chodzi o to, byś wkroczył w swoją własną ucieleśnioną siłę wojownika i suwerennego Ja, stanowczo i równomiernie odrzucając ingerencje bytów. To jest o wiele potężniejsze, niż wtedy gdy zrobi to ktoś inny za ciebie”.
Temat ten dotyczy również Pułapki Paranoi i Przywiązania do Doświadczeń. W innym eseju napisałem: „Coraz więcej osób zdaje sobie sprawę z wielowymiarowych sił matrycy i tego, jak mogą one ingerować w ich własne życie, działając przez nich lub przez ich bliskich. To zachęca do dawania świadectwa, ponieważ świadomość i edukacja na ten temat pomaga wielu ludziom leczyć się i pracować nad ich udrękami. Jednocześnie widzę też ludzi uwikłanych w tryb paranoi – albo kompleksy ofiar lub poczucia winy.
Często zauważam (u niektórych osób, z którymi pracuję), że w rzeczywistości nie mają do czynienia z ingerencją bytów, ale z własnymi projekcjami (wynikającymi ze strachu/paranoi), które przyjęły „własne” życie i stały się „bytami”, ale nie są bezpośrednio związane z okultystycznymi wrogimi siłami ingerującymi tutaj z innych wymiarów.
Czasami ludzie mogą również bardzo przywiązać się do swoich doświadczeń i „historii” na poziomie nieświadomym, jednocześnie pragnąc dalszego uzdrawiania poprzez świadomy proces leczenia. To nieświadome przywiązanie i wewnętrzna sprzeczność powodują niemożność całkowitego odpuszczenia i wyleczenia, ponieważ ego karmi się tymi historiami/doświadczeniami, silnie identyfikując się z nim.
Zwykle istnieje tutaj nieświadome „poczucie własnej ważności” lub poczucie „bycia specjalnym” w związku z posiadaniem tych doświadczeń, które definiują obraz siebie tj. kim „myślimy”, że jesteśmy). Czasami jest to także tylko chorobliwa fascynacja tematem, a czasami „umysł drapieżnika”, który faktycznie „lubi” dramat i identyfikuje się z nim. Zasadniczo nadal dostarcza częstotliwości, na których te siły działają; tymczasem nic z tego nie jest rozpoznawane przez osobę na świadomym poziomie, co pokazuje, jak trudno jest poradzić sobie z tymi siłami, aby ustanowić niezależny zestrojony/ucieleśniony stan istnienia oraz granice energetyczne.
Chociaż oczywiście ważne jest zrozumienie „modus operandi” bytów pochodzących z innych wymiarów i kształcenie siebie (i innych) na ten temat, musimy uważać, aby nie dodawać im mocy, poświęcając im zbyt wiele uwagi. W tym przypadku scenariusz nie jest czarno-biały i jak zawsze każda sytuacja jest inna.
– cytat pochodzi oryginalnie z THE PERILOUS PATH TOWARDS AWAKENING
Wiedz, że jesteś potężny i masz już wszystkie narzędzia do dyspozycji, aby przeciwdziałać atakom. Podczas gdy każdy atak okultystyczny/interferencja jest specyficzny i skalibrowany dla danej osoby (ponieważ zawsze odnosi się do odpowiedniego „problemu” lub częstotliwości/wibracji w tobie), istnieją ogólne reguły, które mogą zatrzymać każdą formę ataku, a nawet samodzielnie możesz rozproszyć podczepiony byt.
Ważne jest i o tym należy pamiętać w odniesieniu do wyżej wymienionych problemów z Ayahuaską i innymi roślinami/psychodelikami, że podczas przyjmowania tych substancji może wzrosnąć ryzyko ingerencji bytów, co jest spowodowane czymś, co jest w tobie i co odpowiada intruzom, czy to poprzez pułapki porozumień (umowy zawarte w poprzednich wcieleniach, umowy zawarte przez przodków) czy samodzielne wzywanie bytów, czy też przez częstotliwości twoich martwych punktów/zranień.
W moich własnych bitwach z okultystycznymi wrogimi siłami, szczególnie tymi najcięższymi kilka lat temu (w okresie intensywnych, hiper-wymiarowych działań wojennych), byłem w stanie samodzielnie usuwać byty, które były do mnie podczepione (opisywałem o tych doświadczeniach HERE), a także przeciwdziałać atakom i ingerencjom bez pomocy/potrzeby zewnętrznej pomocy. Nie twierdzę, że jest to łatwe i często potrzebujemy pomocy, szczególnie podczas rozpoczynania oczyszczania się …
Nauka na własnej skórze nie była łatwa. Doświadczenia te pokazały mi również, że stawienie czoła tym wrogim siłom ma swoiste „funkcje uczenia się” (w świetle ewolucji duszy/procesu przebudzenia), konfrontując uczciwego poszukiwacza z testami, próbami i uciskami, które trzeba zaliczyć, zanim można przejść do następnego etapu. Wiele osób może utknąć na tym etapie, zostać złapanym w strach, paranoję lub poczucie winy/poczucie bycia ofiarą. Jednym z tych „narzędzi” jest nauczenie się nie reagowania, nie poddawania się żadnym bodźcom i myślom (i wynikającym z nich wyzwalanym uczuciom) – zrozumienia, że te myśli i stany emocjonalne rozpaczy lub depresji itp. nie są moje i trzeba je ODRZUCIĆ jako nie będące odzwierciedleniem naszej prawdziwej Jaźni (i odpowiednio, nie należy uwierzyć w autodestrukcyjne myśli, które według was są naszymi własnymi).
W przeszłości było to dla mnie dużo trudniejsze niż musiało być, szczególnie, gdy zostałem uwięziony w wizji wynikającej z psychologii jungowskiej, zakładając, że wszystko, czego doświadczyłem i napotkałem było „moim cieniem” i musiało być zintegrowane. Podczas gdy praca z cieniem jest ważna i bardzo cenię badania Junga (i nadal je stosuję), ma to jednak swoje ograniczenia, zwłaszcza w świetle „tematu wszystkich tematów”. Jak w większości tematów, o których piszę, nic nie jest czarno-białe. Najważniejszą częścią tego wszystkiego jest podróż w celu ucieleśnienia – pozostawanie w ciele (wydostanie się z głowy!).
Podczas rozwijania pozazmysłowej percepcji, co dzieje się „automatycznie”, jeśli jest się szczerze zaangażowanym w proces ucieleśnienia/integracji/zestrojenia w celu odróżnienia sugestii wewnętrznych od zewnętrznych. Prowadzi to bezpośrednio do postrzegania tych sił i rozwinięcia się tego, co Sri Aurobindo nazywał „świadomością jogiczną” poza pięcioma zmysłami (które wiele nie-zachodnich kultur zidentyfikowało w różnym stopniu) – to również wymaga praktyki z długim procesem prób i błędów.
Kluczowym punktem, który należy przyjąć (w odniesieniu do rozwinięcia prawdziwej „mocy duchowej”, aby przeciwdziałać jakiejkolwiek formie ataku) jest ustanowienie spokoju, wewnętrznej ciszy i spokoju, tj. niereaktywnej świadomości punktu zerowego. Im ciszej jest w środku, tym silniejszy się stajesz i tworzysz mocniejsze własne granice energetyczne, a tym samym łatwiej radzisz sobie z jakąkolwiek formą okultystycznego ataku.
Stopniowo, dzięki temu rozwojowi, te siły będą cię uważać za coraz mniej atrakcyjny obiekt, ponieważ odmawiasz „dawania” im tego, czego chcą. Pracuję też z modlitwą, łącząc się i przywołując Boską Moc (Prawdziwe Światło) w razie potrzeby, która jest oparta na nieustannym szczerym dążeniu do zjednoczenia z Boskością (cały cel procesu Przebudzenia … do obcowania z pełnią). To BARDZO różni się od przywoływania archaniołów, bóstw lub istot w ogóle, co najczęściej może doprowadzić do pułapek porozumienia/umów, gdy brak jest rozeznania co jest bytem negatywnym przedstawiającym się jako „pozytywne” istoty, które tworzą również pozory „fałszywego światła”:
Istnieją siły i byty, którym zależy na tym, aby utrzymać kłamstwo i ignorancję wykreowane na świecie jako prawdę, za którą powinien podążać człowiek.
Słowo “wygląd” odnosi się do form jakie przybierają, aby rządzić światem, form często fałszywych, zawsze wcielających kłamstwo, często pseudo-boskie. Często prezentują się jako siły boskie, zwodzą na manowce, podają sugestie wprowadzające w błąd, doprowadzając życie wewnętrzne do zwyrodnienia.
Powiedzieć, że każde światło jest dobre to jakby powiedzieć każda woda jest dobra – lub każda czysta lub przejrzysta woda jest dobra: to nie byłoby prawdą. Trzeba dostrzec jaka jest natura tego światła, skąd pochodzi i co w nim jest, zanim można powiedzieć, że to prawdziwe Światło. Istnieje fałszywe światło i powierzchowny blask, które są narzędziami tych bytów.
Dlatego trzeba zachować czujność i rozróżniać; prawdziwe rozeznanie przychodzi wraz z rozwojem wewnętrznym, oczyszczonym umysłem i doświadczeniem.
– Sri Aurobindo,
Nie potrzebujesz pośrednika, aby połączyć się z Boskością, która jest wyrażana poprzez twoją obecność „JAM JEST”, połączoną z Duchem poprzez wcielone zakotwiczenie duszy, nie potrzebujesz identyfikowania się z uwarunkowaną osobowością ego.
Ta forma modlitwy również nie pochodzi z poczucia bycia ofiarą, strachu i/lub desperackiego „błagania”, ale jest zakorzeniona w równowadze połączenia Wiary i Zaufania, łącząc cię z twoją duchową wojowniczą jaźnią (Wyższym JA) i pomaga odzyskać twoją suwerenność (nie mylić z „niezależnością”, które jest zniekształconą przez ego suwerennością).
Około trzy lata temu (po wyżej wspomnianej fazie hiper-wymiarowych działań wojennych) natknąłem się na dzieło Sri Aurobindo i The Mother (Integral Yoga). Ich praca i sugestie dotyczące tego, jak radzić sobie z okultystycznymi wrogimi siłami, potwierdziły to, czego doświadczyłem, czego się nauczyłem i zastosowałem.
Nadal mam do czynienia z okultystycznymi zakłóceniami i atakami tu i tam, ale nic nie dochodzi tak blisko jak kilka lat temu. Teraz mogę dostrzec niebezpieczeństwo znacznie szybciej, zanim mają okazję mnie dopaść i/lub zanim poddam się ich sugestiom – teraz spokojnie je odrzucam, bo dzisiaj wiem, że nie są wyrazem mojej prawdziwej Jaźni.
Nauka nadal trwa, ale wiem też, że nigdy nie zostanę postawiony przed czymś z czym nie mogę sobie dać rady. Z perspektywy czasu widzę, że to wszystko są lekcje i inicjacje (specyficzne dla unikalnej ścieżki każdego z nas) w świetle ewolucji duszy i procesu przebudzenia. Konsekwentna praktyka medytacyjna (lub jakakolwiek praktyka ciało-umysł) pomaga „trenować”, aby pozostać zagruntowanym w spokoju i w ciele. Nauka uspokojenia umysłu jest tak naprawdę kluczem podstawowym w każdej pracy duchowej, a jest szczególnie potrzebna w obecnych czasach, abyśmy mogli uniknąć mechanicznego reagowania na „zewnętrzne” okoliczności i w ten sposób unikali oddawania naszej mocy.
„[Okultyzm] wrogie siły istnieją i są znane joginistycznym doświadczeniom w Azji i Europie, od czasów Wed i Zaratustry w Azji oraz tajemnic Egiptu, Chaldei i Kabały. Tego nie można rozpoznać tak długo, jak żyje się w zwykłym umyśle, w jego wyobrażeniach, percepcjach, działaniach własnych i innych w materialnym środowisku i sił fizycznych.
Ale gdy ktoś zaczyna dostrzegać wewnętrzny punkt widzenia, wszystko zaczyna się zmieniać. Zaczyna się doświadczać, że wszystko jest działaniem sił, sił psychicznych i fizycznych Prakryti, które grają naszą naturą – są to świadome siły lub są wspierane przez świadomość. Znajdujemy się pośrodku wielkiego uniwersalnego działania i niemożliwe jest wyjaśnienie wszystkiego jako wyniku własnej, niezależnej osobowości.
Sami mówicie, że wasze kryzysy rozpaczy itd. pojawiły się u was tak, jakby były rzucone na was i działały bez waszej zdolności do określenia lub położenia im kresu. Oznacza to działanie sił uniwersalnych, a nie tylko niezależne działanie waszej własnej osobowości, choć jest coś w waszej naturze, co te siły wykorzystują. Ale nie jesteście tego świadomi, tej interwencji i nacisku u źródła, z tego powodu, o którym mówię.
Tak, oni [wrogie siły] mają swój własny świat i nie ma żadnych wątpliwości co do ich istnienia. Istnieje świat, który jest dla nich naturalny i ma swój własny rytm, własną dharmę. Ale chcą zdominować ewolucję i w tym celu zajęli swoje miejsca w istotnych światach, które wpływają na naturę ziemską i dają jej materię do życia.
Potężniejsze [boskie] siły np. nadumysł, są dynamiczne i starają się zawsze uczynić świadomość skuteczną i zależy im na niej, podczas gdy wrogowie nie dbają o nic – im bardziej jesteś nieświadomy, tym pewniej będziesz ich automatycznym narzędziem i tym bardziej będą zadowoleni.
Wrogowie mają swoje ciała, choć nie są to ciała fizyczne – widzą, ale subtelnym widzeniem, które obejmuje nie tylko ciało fizyczne, ale także ruchy sił, myśli, uczuć. Siły okultystyczne wrogich istot są wielkie – to ich okultystyczne moce i wiedza o okultystycznych procesach sprawiają, że są tak silne i skuteczne.
Asurowie, Rakshasowie itd. nie należą do ziemi, lecz do światów supra-fizycznych; ale działają na życie na ziemi i nie zgadzają się Bogami w kwestii kontroli ludzkiego życia, charakteru i działania. Są to Moce Ciemności zwalczające Moce Światła. Czasami przejmują ludzi, aby działać przez nich, czasami rodzą się w ludzkim ciele.
Te rzeczy [okultystyczne istoty demoniczne materializujące się w formie fizycznej] są możliwe, ale zwykle się nie zdarzają – ponieważ istnienie subtelnych światów materializuje się w takim stopniu lub przez długi czas. Wolą działać, wywierając wpływ na ludzi, używając ich jako narzędzi lub przejmując w posiadanie ludzki umysł i ciało.
Wrogie siły są Mocami Ciemności buntują się przeciwko Światłu i Prawdzie, chcą utrzymać ten świat w swojej władzy, w ciemności i ignorancji. Ilekroć ktokolwiek chce dotrzeć do Prawdy i Boskości, stoją na drodze tak bardzo, jak to możliwe. Ale szczególnie sprzeciwiają się temu co robimy Matka i ja – chcemy sprowadzić na Ziemię Światło i ustanowić Prawdę – a to oznaczałoby ich wygnanie. Dlatego zawsze starają się zniszczyć dzieło jako całość i zepsuć sadhanę [duchową pracę/praktykę] każdego sadhaka [poszukiwacza]. Nie tylko ty jesteś atakowany: wszyscy są mniej lub bardziej atakowani – szczególnie, gdy robią wielkie postępy.
Trudności wynika z faktu, że istnieją Siły w Naturze, nie indywidualne, lecz uniwersalne, które […] nie chcą utracić panowania, tak więc atakują sadhaka silnymi falami lub z wielką gwałtownością, albo tworzą w witalu wielką depresję, zniechęcenie, rozpacz – to jest ich ulubiona broń – ponieważ dzięki temu poszukujący zatraca swoje dawne pragnienia i nie ma jeszcze żadnej ciągłości czegoś, co by je zastąpiło i zapewniło ciągły stan psychiczny i duchowy. Na to właśnie kierowany jest cały wysiłek tych sił.
Tak więc tworzą te wstrząsy, a wital dopuszcza je, ponieważ taki ma stary zwyczaj reakcji na te niższe siły.Jednocześnie wnoszą do umysłu sugestię akceptacji niepokoju, zniechęcenia i depresji. To właśnie miałem na myśli mówiąc o atakach z zewnątrz, które trzeba odeprzeć. Jeśli nie można ich całkowicie odrzucić, to trzeba starać się zachować przynajmniej część świadomości umysłu, który może odrzucić sugestie lub uczestnictwo w depresji i kłopotach – która to część świadomości pozwoli nam powiedzieć stanowczo: „Wiem co to jest, wiem, że to minie i powrócę do dążenia do celu i nic mnie nie powstrzyma przed dotarciem, ponieważ to jest wolą mojej duszy i zawsze będzie.” Musisz osiągnąć punkt, w którym zawsze możesz to zrobić; wtedy moc przeszkadzających sił zacznie słabnąć i odejdzie.
Trudność polega zawsze na tym, że coś w naturze daje siłę do ataku. Poszukujący, albo nadal ma w sobie coś, co je przyciągnie, albo nawet jeśli chce być wolny, jest zbyt przyzwyczajony do reagowania na stare uczucia, myśli, sugestie i jeszcze nie wie, co zrobić, by nie reagować.
Pierwszą rzeczą jest wycofanie się mentalnej istoty i odmowa zaakceptowania sytuacji, powiedz: „To już nie jest moje”. Wtedy, nawet jeśli siła witalna reaguje na atak, jedna część natury może być wolna, może go obserwować i zniechęcać. Następną rzeczą jest, aby ta wolna część narzuciła swoją wolę odłączenia ataku od witalu, aby również po jakimś czasie, gdy nadchodzi atak, czuła, że pochodzi od obcych sił, nie jest czymś swoim – jakby do pokoju wszedł nieznajomy i próbował narzucić innym swoje pomysły i wolę.
Potem jest łatwiej całkowicie się go pozbyć.
– Sri Aurobindo, Letters on Yoga
Pytanie: Jak można spotkać przeciwne siły – siły, które są niewidoczne, a mimo to całkiem żywe i namacalne?
Wiele zależy od etapu rozwoju waszej świadomości. Na początku, jeśli nie posiadasz specjalnej wiedzy i mocy okultystycznej, najlepiej jest zachować ciszę i spokój, jak to tylko możliwe. Jeśli atak przybrał postać niepożądanych sugestii, spróbuj po cichu odepchnąć je, tak jakby były jakimś materialnym obiektem. Im jesteś cichszy, tym stajesz się silniejszy. Mocną podstawą wszelkiej duchowej mocy jest równowaga. Nie możesz pozwolić, aby cokolwiek zakłócało ci równowagę: możesz wtedy oprzeć się wszelkim atakom. Jeśli oprócz tego, że posiadasz wystarczające rozeznanie i możesz dostrzec i złapać złe sugestie, gdy przychodzą do ciebie, tym łatwiej je odepchniesz; ale czasami pojawiają się niezauważone, a wtedy trudniej jest z nimi walczyć. Kiedy tak się dzieje, musisz siedzieć cicho i osiągnąć spokój i głęboką wewnętrzną ciszę.
Trzymaj się mocno i proś z ufnością i wiarą: jeśli twoje dążenie jest czyste i stabilne, na pewno otrzymasz pomoc. Ataki sił wroga są nieuniknione: musisz je wykonać jako testy na swojej drodze i odważnie przejść przez próbę. Walka może być trudna, ale kiedy z niej wyjdziesz, coś zyskałeś, zrobiłeś krok naprzód. Istnieje nawet konieczność istnienia wrogich sił. Sprawiają, że twoja determinacja jest silniejsza, a twoje dążenie bardziej przejrzyste.
Prawdą jest jednak, że istnieją, ponieważ dałeś im powód do istnienia. Dopóki istnieje w tobie coś, co na nie odpowiada, ich atak jest całkowicie uzasadniony. Jeśli nic w tobie nie odpowiedziałoby, gdyby nie mogły podczepić się pod żadną części twojej natury, to by się wycofały i opuściły cię. W każdym razie nie musisz zatrzymywać ani hamować swojego duchowego postępu.
Jedynym sposobem na porażkę w walce z wrogimi siłami jest brak prawdziwej ufności w boską pomoc. Szczerość w dążeniu zawsze przynosi pomoc. Ciche wezwanie, przekonanie, że w tym wzrastaniu nigdy nie idziesz sam i wiara, że ilekroć pomoc jest potrzebna, to ją dostaniesz, poprowadzi cię łatwo i bezpiecznie.
Jeśli myślisz lub czujesz, że pochodzą z wewnątrz, prawdopodobnie otworzyłeś się na nie i osiedlili się w tobie niezauważeni. Prawdziwą naturą rzeczy jest harmonia; ale w niektórych światach dochodzi do wypaczenia, które wywołuje perwersję i wrogość. Jeśli odczuwasz silne przyciąganie do tych światów zniekształceń, możesz zaprzyjaźnić się z istotami, które tam są i całkowicie im podlegać. Tak się dzieje, ale nie jest to bardzo szczęśliwa sytuacja. Świadomość jest od razu zaślepiona i nie można odróżnić prawdy od fałszu, nie można nawet powiedzieć, co jest kłamstwem, a co nie.
W każdym razie, gdy nadchodzi atak, najmądrzejszym podejściem jest uznanie, że pochodzi z zewnątrz i powiedzenie: „To nie jestem ja i nie będę z tym miał nic wspólnego.” Trzeba postępować w ten sam sposób ze wszystkimi niższymi impulsami i pragnienia oraz ze wszystkimi wątpliwościami jakie pojawiają się w umyśle. Jeśli utożsamiasz się z nimi, trudność w ich zwalczaniu staje się jeszcze większa; bo wtedy masz wrażenie, że stoisz przed niełatwym zadaniem pokonania własnej natury. Ale kiedy jesteś w stanie powiedzieć: „Nie, to nie ja, nie będę miał z tym nic wspólnego”, znacznie łatwiej będzie je rozproszyć.
– The Mother, Collected Works of the Mother (Questions & Answers)
Wzmocnij się!
Na zakończenie chciałbym odnieść się do bardzo ważnej kwestii. Wspomniałem już o tym wcześniej w opowieści o młodym mężczyźnie, który został ofiarą wrogiego przejęcia po ceremonii Ayahuasca. Ten punkt dotyczy kluczowego „składnika” w jego uzdrawiającej podróży. Najpotężniejszą „postawą” w jaką można się uzbroić w jakimkolwiek procesie uzdrawiania (i aby pomóc uczynić ten świat lepszym miejscem) to nie wpadać pułapkę ofiar/wina, czy to w odniesieniu do innych ludzi, „systemu”, jakiejkolwiek sytuacji, którą się wplątaliśmy, a nawet obwiniamy rośliny lecznicze i byty.
Raczej weźmy na siebie pełną odpowiedzialność za własne życie i wybory, sprawdzając własne słabe punkty, rany i braki – ta postawa/stan umysłu, która nie jest „pętlą” ofiary/obwiniacza, jest bardzo silnym krokiem ewolucyjnym, łączącym cię z twoim prawdziwym ja/boskim przewodnictwem i ustanawia właściwą podstawę dla każdego procesu uzdrawiania.
Należy pamiętać, że podmioty żywią się częstotliwością/projekcjami ofiara/wina i chcą, abyśmy grali w to w nieskończoność – branie odpowiedzialności nie oznacza, że „obwiniamy” siebie, co może skutkować toksycznym poczuciem winy. Przeciwnie, branie odpowiedzialności wymaga pokory (nie mylić z samozadowoleniem/użalaniem się nad sobą) postrzegania własnych „błędów” lub do zadośćuczynienia, jeśli zraniliśmy inną osobę. Przebaczenie zarówno sobie, jak i dla innych odgrywa ważną rolę w tym procesie. W końcu ta rzeczywistość jest jedną wielką szkołą … i tak naprawdę nie ma „błędów” lub „porażek” z perspektywy ewolucji duszy.
Zrozumienie pułapki trójkąta sprawca/zbawca/ofiara jest kluczowe dla każdego, kto chce się uzdrowić, ewoluować, rozwijać się i przebudzić. Polecam lekturę tego artykułu po więcej na ten temat: „Trzy twarze ofiary – Przegląd Trójkąta Dramatycznego” – “The Three Faces of Victim – An Overview of the Drama Triangle”
Każdy z nas może czasami poczuć poruszenie i działać z punktu naszego neurotycznego ego: poszukiwanie potwierdzenia własnej wartości/uwagi/współuzależnionej miłości; zawstydzanie innych. Popełniamy błędy, kiepsko wybieramy, mamy swoje dni, ale to wszystko jest częścią ludzkiego doświadczenia, szczególnie podczas tych szalonych Czasów Przemian, z intensywnymi energiami ogarniającymi Ziemię w chwili obecnej. Tak wiele dzieje się na niewidocznych poziomach, gdzie umysł nawet nie może zbliżyć się do zrozumienia.
W końcu chodzi o miłość własną. Narcyzm jest „patologiczną” miłością własną, zawyżonym egoistycznym cieniem, i nie ma nic wspólnego z miłością własną, o której mówię. Zdrowa miłość własna nie zajmuje się opiniami innych na nasz temat, nie słucha „negatywnego introwertyka”, naszych samozniszczających się myśli o poczuciu winy, wstydu, programami typu „jestem niewystarczająco dobry” programach i niepewności, ani też nie będzie się karmiła pochlebstwami i komplementami. Nie jest to także zdystansowany/intelektualny stan bytu, oderwany od naszego ciała i emocji. Miłość własna jest połączony z boskością w nas – czymś, co jest nietykalne i nie może być zdefiniowane ani opisane ze względu na ograniczenia języka.
Najważniejszą rzeczą, jaką możesz zrobić, aby podnieść swoją częstotliwość/wibracje, jest kochać siebie. Cokolwiek stanie się z tobą, jakiekolwiek niedociągnięcia i problemy, które mogą się pojawić, jakiekolwiek błędy i kiepskie wybory jakich dokonałeś, cokolwiek ludzie „zrobili tobie” – kochaj siebie, bądź dobry dla siebie i innych, i wybaczaj sobie i innym. To nie oznacza usprawiedliwiania twoich niedociągnięć (duchowe ominięcie) ani przekraczania własnych zdrowych granic; ani nie oznacza tuszowania niczego czy „malowania ust świni”. Oznacza to po prostu, że nie utkniesz w programach winy, wstydu i poczucia winy oraz postrzegania życia poprzez bardziej współczujące i przebaczające oczy w świetle powszechnego bólu i cierpienia.
Nie dobijaj się tym procesem; nie ma też potrzeby denerwowania się innymi. Niektórzy ludzie mogą rzucić się na ciebie, zaatakować i próbować cię zawstydzić, ale w końcu to ich własny, nieuświadomiony ból, który projekcji na ciebie; nawet ludzie, którzy nieustannie „krzyczą”, że wszystko jest popieprzone, mają skłonność do projekcji własnego bólu i frustracji na świat i na innych.
Nie sugeruję, że wszystko „tam” jest projekcją naszego cienia (to pułapka New Age/zniekształcenie „gdy to zauważysz, znaczy, że masz to”), ani też nie sugeruję bezczynności w obliczu okrucieństwa, nadużycia i patologii oficjalnej kultury. Nie chodzi też o ucieczkę w „bańkę miłości” New Age.
Ciemność musi być uświadomiona, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz. Jednakże, gdy zaczynamy nienawidzić innych i projektować na nich nasz niesmak – lub uważać, że inni zasługują na karę i wstyd, a nawet zabić (bez względu na to, co zrobili) – wtedy gramy w grę na poziomie ” drapieżników „, negatywnych hiper-wymiarowych bytów, które trzymają ludzkość w azylu swojej częstotliwości. Krótko mówiąc, stajemy się tym, z czym wielu z nas walczy, a tym samym zasila ich porządek …
Autor: Bernhard Guenther, 24 lutego 2018, artykuł w wersji oryginalnej można znaleźć TUTAJ