Dzisiaj przychodzę do Was z sesją Eli, w czasie swojej drugiej sesji chciała poznać przyczyny swojej frustrującej relacji z bratanicą, którą wychowuje.
Przyczyna okazała się zaskakująca, choć zrobiłam już trochę spoiler. Zapraszam do obejrzenia!
Uzdrów siebie w poprzednich wcieleniach
by Ewa
by Ewa
by Ewa
by Ewa
by Ewa
Mirek zdecydował się na pakiet sesji pod nazwą Odkrywanie Potencjału.
Chciał zweryfikować:
👉🏽 Gdy był dzieckiem miał koszmar, że świat się zawalił i chciał się dowiedzieć co to oznaczało.
👉🏽 W czasie warsztatów ukierunkowanych na rozwój, zobaczył ogromne oko i był przekonany, że należy ono do jego nienarodzonego brata – ten obraz wywołał w nim ogromną falę emocji, dlatego w czasie sesji chciał się dowiedzieć czy u brata, który był abortowany i nigdy się nie narodził, jest wszystko w porządku.
by Ewa
TAK, TAK, TAK. Choć jest jeden wyjątek, o którym napiszę na koniec.
Wykonuję sesje online nawet osobom, które mieszkają w tym samym mieście, aby mogły doświadczyć regresji będąc w komfortowym zaciszu swojego domu. Dlaczego tak się dzieje? Bo jesteśmy coraz bardziej zabiegani. Mamy pracę, szkołę, dzieci, sport, pełnimy funkcje społeczne i charytatywne, mamy własne hobby itd. Często mieszkamy poza większymi miastami i trudniej jest nam dojechać na sesję.
Sesja Hipnozy Regresyjnej online jest wspaniałym rozwiązaniem dla osób dysponujących ograniczoną ilością czasu i mieszkających z dala od większych ośrodków, oferuje możliwość skorzystania z korzyści Hipnozy Regresyjnej, gdy ciało fizyczne przebywa wygodnie we własnym domu. Jest to również świetne rozwiązanie dla osób, które podróżują, a chciałyby mieć sesję będąc w innym zakątku świata, nawet jeśli ten zakątek jest położony na innym kontynencie.
Wszystko czego potrzebujesz to komputer z kamerą, stabilne połączenie z Internetem, słuchawki z mikrofonem, takie jakie używane są do gier komputerowych, telefon na wszelki wypadek, gdyby zostało przerwane połączenie internetowe oraz wygodne miejsce, najchętniej kanapa lub fotel (omijamy łóżko, proszę).
Nawet jeśli tak się zdarzy, że zerwie się połączenie, nie ma żadnego zagrożenia płynności procesu, poczujesz jakby delikatne wybudzenie, podłączysz Internet ponownie i wrócisz do miejsca, w którym utraciliśmy połączenie. Z tego odmiennego stanu świadomości jakim jest stan hipnotyczny nie wychodzi się błyskawicznie, ale stopniowo.
W swojej praktyce nie zauważyłam różnic pomiędzy sesjami na żywo, a sesjami online. Można to uznać za fenomen, ale gdy głębiej zastanowimy się nad naturą świata, wszechświatów i galaktyk, w kontekście najnowszych odkryć fizyki kwantowej oraz samej natury świata niefizycznego, gdzie czas i przestrzeń nie istnieją, a raczej istnieją w sposób zupełnie inny niż jesteśmy to w stanie ogarnąć logicznym umysłem, to w zasadzie nie widać powodów dla których sesje online miałyby mieć inne efekty niż sesje osobiste w realu. Działają równie skutecznie.
Sam proces jest taki sam, choć każda sesja jest inna. Przez sesję Hipnozy Regresyjnej przeprowadza cię twoja własna Nadświadomość i Podświadomość, pokazując różne sceny powiązane z problemami jakie masz w obecnym życiu. To właśnie one pomagają zobaczyć wszystko z innej perspektywy, dzięki czemu wszystko układa się jak puzzle większej układanki. W czasie tego procesu połączysz się z Podświadomością i Nadświadomością, by uzyskać odpowiedzi na pytania jakie możesz mieć odnośnie obecnego życia.
Twoja wstępna konsultacja
Wstępna konsultacja jest bezpłatna, trwa ok. 30 minut i odbywa się przez skype. Jest to czas, który daje ci możliwość zobaczenia mnie „osobiście”, opowiedzenia o swoich celach i nadziejach związanych z sesją Hipnozy Regresyjnej, odpowiedzenia na twoje wszelkie pytania związane z Hipnozą Regresyjną. Omawiamy także możliwości i następne kroki.
Jak działa Hipnoza Regresyjna online?
Sesja online różni się od sesji „osobistej na żywo” tylko tym, że nie jesteśmy w tym samym pomieszczeniu, ale jesteśmy połączeni dzięki dostępnej nowoczesnej technologii. Wszystkie pozostałe aspekty sesji pozostają niezmienne. Zostaniesz wprowadzona/y w stan głębokiego relaksu, w którym będziemy pracować z Podświadomością i Nadświadomością.
Po zakończeniu pracy zostaniesz wyprowadzona/y z relaksu do stanu dziennej świadomości i zakończymy sesję.
Wiem, że możesz się trochę bać, ale chciałabym podkreślić, że każda hipnoza jest autohipnozą, nikt nie może ci niczego nakazać zrobić czy powiedzieć, czy zareagować w sposób jakiego sobie nie życzysz. Będziesz całkowicie przytomna/y i świadoma/y w czasie hipnozy i nie ma obawy „niemożności obudzenia się”. Po prostu tak się nie dzieje. Kropka.
Hipnoza Regresyjna online z osobą wspomagającą czyli Telepatą
Jest to metoda opracowana przez Calogero Grifasi. Od początku swojej działalności był on zarzewiem podziałów w świecie Hipnozy Regresyjnej. Podważając i obalając stosowane dotąd techniki oraz istniejące filozofie stworzył metodę rewolucyjną i postępową, stanowiącą temat niekończących się dysput, będącą jednocześnie innowacyjnym podejściem do rozumienia hipnozy regresyjnej, o którym nikt nawet nie śnił kilka lat wcześniej:
Metoda Grifasi wywołała prawdziwą rewolucję w dziedzinie hipnozy. Jako pierwsza nie dopuszcza do interwencji obcych bytów w środowisku hipnotycznym i energetycznym w celu niesienia fałszywej pomocy w rozwiązaniu problemu, tym samym unikając pułapek i sztuczek, zbędnego ryzyka i oddawania panowania nad sobą innym bytom, co zawsze może zagrozić efektowi sesji.
Dzięki pracy tą metodą część subtelna klienta odkrywa i rozumie mechanizmy, które doprowadziły do ingerencji międzywymiarowej, a dzięki zrozumieniu odzyskuje moc, by ingerencję samodzielnie anulować.
Metoda Grifasi odniosła spory sukces; w ciągu kilku lat zaczęto pracować w języku włoskim, hiszpańskim, francuskim, polskim, rumuńskim i rosyjskim, a lista języków nadal się powiększa. Wśród moich klientów była osoba posługująca się językiem tureckim jako ojczystym i sesję zrobiłam z tłumaczem na język turecki.
Co wybrać, Hipnozę Regresyjną czy Regresję Niehipnotyczną?
Hipnotyczna czy niehipnotyczna, to zależy od ciebie i od tego z czym czujesz się bezpieczniej oraz od twoich osobistych zdolności jak głęboko w ten odmienny stan świadomości umiesz wejść… więcej na ten temat w następnym artykule, do którego zaproszę już wkrótce.
Wyjątek
Jedynym wyjątkiem jest sesja QHHT (Quantum Healing Hypnosis Technique), która jest nastawiona głównie na naprawianie ciała fizycznego.
Więcej o samej metodzie QHHT (Quantum Healing Hypnosis Technique) można poczytać klikając w powyższy link.
by Ewa
Nigdy nie żyliśmy w bardziej niepewnych czasach. Od kiedy pamiętamy widać było, że coś w tym świecie było już nie do zniesienia. Aż do pojawienia się pandemii koronawirusa, wielu z nas mogło sobie pozwolić na zaprzeczanie, odwracanie wzroku, unikanie tego, co coraz bardziej natarczywie wpatrywało się w naszą twarz. Większość z nas żyła normalnym życiem, udając – jakby w grę w udawanie – że wszystko jest w porządku. Dziękuję bardzo. Każdy, kto myślał inaczej, był określany mianem wariata, zwolennika teorii spiskowych, paranoika lub był marginalizowany na wiele innych sposobów.
Mówiąc najprościej, nasz świat nie był w równowadze, a my ignorowaliśmy jego przesłania, które – podobnie jak powtarzający się sen – służyły zagwarantowaniu, aby były coraz trudniejsze do zignorowania, dopóki nie osiągną katastrofalnego poziomu.
Pandemia koronawirusa pokazała nam – bez żadnych wątpliwości, jakby podniosła się zasłona – jak cienkie i wątłe są ściany między pozornie uporządkowanym i przewidywalnym światem, a całkowitym chaosem. Nieświadome style życia – jak również nasze złudzenia – nie były w równowadze, a teraz rozpadają się z prędkością warp. Znaczenie słowa „katastrofa” w starożytnej grece oznacza „punkt zwrotny”. Osiągnęliśmy punkt niezbędnej transformacji w ewolucji naszego gatunku.
Koronawirus – niewidzialne widmo grasujące w otoczeniu – powoduje spustoszenie zakłócając nasze zwykłe działania – zarówno w naszym świecie, jak i w naszej psychice – rozchodząc się wokół falą. Cytując doktora duszy C. G. Junga: „Wszystko mogło pozostać niezakłócone, ale nie zostało, bo wymagane było odkrycie nowych sposobów i nawiedziło ludzkość wszystkimi plagami Egiptu, aż w końcu zostanie odkryte”. Koronawirusa można sobie wyobrazić jako współczesną plagę Egiptu. To żywe objawienie umiera, aby pokazać nam kim jesteśmy i jakie jest nasze miejsce we Wszechświecie. A to, co nam się objawia, jest dla nas niezwykle ważne. Nasze przetrwanie zależy od przyjęcia jego przesłania.
Potrzeba czegoś naprawdę radykalnego – na przykład uwolnienia wyobraźni, inwazji złych kosmitów – aby wyrwać ludzkość ze zbiorowego myślenia będącego niczym zaklęcie czy zauroczenie, że jesteśmy oddzieleni od siebie, aby zainspirować nas do połączenia sił (także z przeciwnikami), aby móc skutecznie poradzić sobie z kolektywnym egzystencjalnym zagrożeniem naszego przetrwania. Jest to archetypowa idea, że siły, które czynią zło niezmiennie, ostatecznie katalizują większe dobro. Bez względu na pochodzenie, koronawirusa można uznać za nową formę sił siejących zniszczenie, jednocześnie spełniającą rolę pomocy naszemu gatunkowi w rozpoznaniu naszego wzajemnego powiązania ze sobą i całym życiem.
My – dosłownie – jesteśmy od siebie zależni w kwestii naszego przetrwania i samopoczucia. Gdy koronawirus jest postrzegany jako symbol snu wypełnionego przesłaniem, ujawnia nam, że zamiast ze sobą walczyć, możemy dostrzec i uznać niepodważalną prawdę – wszyscy jesteśmy po tej samej stronie. Możemy się zjednoczyć, aby pokonać naszego wspólnego wroga, którym na jednym poziomie jest koronawirus, ale na głębszym poziomie jest nasza niewiedza o naszych wzajemnych związkach. Innymi słowy, koronawirus jest lekiem, który może pomóc nam pokonać siebie i uświadomić sobie, że najważniejszym i najpilniejszym zadaniem dla ludzkości jest przejrzenie tego, co Einstein nazywał „optycznym złudzeniem świadomości” – iluzją oddzielnego ja.
Jednym z głównych objawów koronawirusa jest strach – o którym wiadomo, że osłabia układ odpornościowy, umożliwiając w ten sposób wirusowi łatwiejsze rozprzestrzenianie się. Kiedy strach jest mobilizowany kolektywnie, z powodu swojej psychicznie zaraźliwej natury, przyjmuje pozornie autonomiczne i niezależne życie, karmiąc masową panikę, która z łatwością przekształca się w zbiorową psychozę. Patrzenie przez iluzję oddzielnego ja, jest jednocześnie odebraniem władzy, którą ma nad nami strach (a także wzmocnienie siebie), dla doświadczenia oddzielenia i strachu („przed innymi”) powstają wzajemnie, nawzajem się wzmacniając. Wynikiem jest prawdziwe współczucie wzmacniające układ odpornościowy.
Jednak niezwykle ważne jest to, że koronawirus jest zjawiskiem kwantowym, ponieważ zawiera w sobie zarówno truciznę powodującą śmierć, jak i własne lekarstwo. W wirusie zakodowana jest jego własna szczepionka – ponieważ jesteśmy współzależnie połączonymi komórkami w większym żywym organizmie, koronawirus wymaga od każdego z nas uświadomienie sobie, w jaki sposób możemy synergicznie współpracować ze sobą, aby mu się oprzeć się i pokonać inwazję. Gdy pojawia się bodziec w postaci koronawirusa, zmusza nas poniekąd do mutacji – do poszerzenia naszej świadomości – albo jeszcze inaczej! Jako taki, koronawirus jest silnym katalizatorem ewolucji człowieka. To, w jaki sposób objawi się efekt tej pandemii, ostatecznie zależy – potencjalnie w prawdziwym stylu kwantowym – od tego, czy rozpoznajemy to, co nam objawia o nas samych.
Najwyraźniej nie byliśmy jeszcze w stanie dostatecznie, jako gatunek, przejrzeć pozornie trudnej i trwałej iluzji oddzielnego ja i rozpoznać naszej zbiorowej współzależności. Postrzegane jako zjawisko iluzji, wspólnie wymyśliliśmy globalną pandemię, współczesną plagę Egiptu, inwazję pozornie obcego białka, na które nikt nie jest odporny, aby pomóc nam rozwiać pierwotną iluzję oddzielnego ja i pomóc stawić czoła temu, kim jesteśmy w rzeczywistości i w szerszym kontekście. Jak przypomina nam Jung, „nowa droga” – którą porównuje do nieodkrytej żyły w ludzkim organizmie, będącej częścią większej całości, jaką jest ludzkość łącząca nas wszystkich – wymaga odkrycia. Będziemy współtworzyli tragedię o historycznych rozmiarach, jeśli przegapimy ukrytą, złotą okazję zakodowaną w pandemii koronawirusa.
Koronawirus pomaga nam zrozumieć, kim jesteśmy względem siebie – jedną ludzką rodziną – i tym samym inspiruje nas do zjednoczenia się. Jest to dar ukryty w chorobie, który nie tylko pomaga nam wyleczyć chorobę, ale także nas leczy.
Tłumaczenie: Ewa Maria Szulc, publikacja za zgodą autora.
Autorem artykułu jest Paul Levy, który prowadzi prywatną praktykę uzdrowicielską, pomagając innym, którzy również budzą się i zaczynają doświadczać iluzorycznej natury rzeczywistości. Jest założycielem Awakening in the Dream Community w Portland, Oregon, USA. Paul jest autorem książek “The Quantum Revelation: A Radical Synthesis of Science and Spirituality”, “Awakened by Darkness: When Evil Becomes Your Father”, “Dispelling Wetiko: Breaking the Curse of Evil” oraz “The Madness of George W. Bush: A Reflection of Our Collective Psychosis”. Paul jest także artystą, głęboko zanurzonym w twórczości C. G. Junga oraz praktykiem buddyzmu tybetańskiego od ponad trzydziestu lat.
by Ewa
by Ewa
Zawsze nad wszystkim nadrzędne jest Prawo Wolnej Woli, które ma wpływ na wydarzenia w Twoim życiu, a nawet ma siłę jego całkowitej zmiany.
Jeśli w trudnych sytuacjach życiowych jakie będą Cię spotykać, będziesz dawać innym litość, łaskę, miłość, współczucie i pokażesz swoim działaniem, że wyciągnąłeś wnioski z wcześniejszych lekcji, możesz zawsze zminimalizować spotykające Cię nieharmonijne (przykre) przeżycia.
Gdy dotrzesz do miejsca, w którym staniesz się mistrzem życiowej świadomości i rozwiniesz w sobie świadomą bezstronność, bieżące wydarzenia tu na Ziemi będą miały dużo mniejszy wpływ na Ciebie, niż to miało miejsce kiedyś. Mistrz Życia cieszy się ciepłem i radością jakie życie ma do zaoferowania, bo jest odporny na wydarzenia negatywne, pozwalając by płynęły przez niego bez wstrząsania nim.
Zawsze masz wolną wolę w tym, jak zareagujesz na każdą sytuację. Jeśli zareagujesz z miłością i prawością, oznacza to że najprawdopodobniej przerobiłeś swoje lekcje karmiczne i nie doświadczysz podobnej sytuacji w przyszłości.
Zawsze od Ciebie zależy komu dajesz przyzwolenie na obecność w swojej przestrzeni energetycznej, tylko nie zawsze przedstawiana jest rzeczywista cena jaką się to płaci.
Żyjemy w świecie, w którym wszyscy są ze sobą połączeni. Wszystko co zrobimy, powiemy, pomyślimy i uwierzymy, wpłynie na innych i świat wokół nas.
Wszystko we wszechświecie porusza się, wibruje poruszając się po okręgu. Ta sama zasada dotyczy naszych myśli, pragnień, intencji, uczuć i woli w świecie eterycznym. Każda myśl ma swoją częstotliwość wibracji, unikalną dla siebie samej.
Prawo działania ma zastosowanie, gdy chcesz osiągnąć to, czego pragniesz. Dlatego potrzebujesz angażować się w działania, wspierając je myślami, emocjami i słowami.
To prawo mówi o tym, że zasady fizyki tłumaczą świat fizyczny – energia, światło, wibracje i ruch mają swoje połączenie ze światem eterycznym: …jak na górze, tak i na dole…
Nic nie dzieje się przez przypadek. Każde działanie ma swój skutek i konsekwencje… zbieramy to, co zasiejemy…
Dotyczy prawa przyczyny i skutku w zastosowaniu do błogosławieństw i obfitości przygotowanych dla nas. Widzialny skutek naszych działań wraca do nas w postaci pieniędzy, spadków, przyjaźni, miłości lub błogosławieństw.
Mówi o tym w jaki sposób tworzymy rzeczy, wydarzenia i jak pojawiają się ludzie w naszym życiu. Nasze myśli, uczucia, słowa, zarówno te świadome jak i to wszystko co dzieje się w sferze nieuświadomionej, przyciąga podobną energię. Negatywna energia przyciąga negatywną energię, a pozytywna energia przyciąga energię pozytywną. Wszystko co jest zgromadzone w podświadomości działa jak radar. Zobaczy wszystko co jest podobne, a wszystko co podobne wydaje się znajome.
Każdy z nas ma w sobie siłę do zmiany warunków swojego życia. Wibracje o wyższych częstotliwościach pochłaniają te o częstotliwościach niższych, dzięki czemu każdy z nas może zmienić energię swojego życia zapoznając się z uniwersalnymi prawami karmy i stosując je w praktyce. To prawo połączone jest z Prawem Wolnej Woli, które jest nadrzędne na wszystkim.
Każdy z nas wybiera w życiu zestaw problemów, których celem jest wzmocnienie wewnętrznej siły i światła. Każdy z pojawiających się w naszym życiu problemów powinniśmy traktować jak wyzwanie i szukać rozwiązania kierując się sercem.
To prawo mówi o tym, że wszystko ma swoją ciągłość i swoje przeciwieństwo. Każdy z nas może zablokować i przekształcić negatywne myśli koncentrując się na ich przeciwieństwie. To prawo związane jest z wibracjami mentalnymi.
Wszystko wibruje i porusza się w określonym rytmie. Zgodnie z nim następują po sobie pory roku, cykle rozwoju i wszelakie wzory. Każdy cykl odzwierciedla regularność Wszechświata. Mistrzowie zdają sobie sprawę jak wznieść się ponad cykle negatywne poprzez nie pozwalanie sobie na zbytnią ekscytację czy penetrowanie świadomości przez negatywne myśli.
Wszystko składa się ze swojej części męskiej (Yang) i żeńskiej (Yin). Inicjacja duchowa Jej lub Jego jest być oparta o balans energii męskiej i żeńskiej, by umożliwić mistrzostwo i boskie współtworzenie.
Harmonia zastępuje balans i jest od niego ważniejsza, ponieważ celem Karmy jest osiągnięcie harmonii. Jeśli wrzucisz do stawu kamień, zakłócisz tym samym harmonię stawu, będziesz powodem, a efektem będzie rozprysk wody i fale, które tak długo będą płynęły w jedną i drugą stronę, dopóki harmonia nie zostanie przywrócona.
Podobnie w życiu, Twoje nieharmonijne działania, wracają do Ciebie, życie po życiu, dopóki nie osiągniesz harmonii.
Dopóki nie oczyścisz swojej Karmy (czyli energii), czyli nie anulujesz wszystkich zawartych kontraktów i paktów, co oznacza podjęcie w tym celu koniecznych działań, będziesz wcielał się w kolejne życia na tej ziemi. Ani Bóg ani Karma nie zrzucają na ciebie cierpień. Tylko Ty o tym decydujesz w czasie całego swojego życia.
Jeśli masz w sobie mądrość, aby uczyć się poprzez miłość i swoją mądrość, tym samym łagodzisz swoje cierpienie. Niestety istota ludzka najszybciej uczy się przez ból i przez bezpośrednie doświadczanie konsekwencji naszych działań. Na przykład gdy chciwie bierzesz od innych, to zamiast uczyć się przez miłość i mądrość, że to jest złe, będziesz chciał doświadczyć takiego chciwego brania od Ciebie w tym życiu lub w następnych.
Każdego z nas stąpającego w tej chwili po Ziemi łączy z innymi ten sam cel, jakim jest ewolucja duszy.
Decydujemy się reinkarnować czyli ponownie wstępować w ciało z powodu pragnienia rozwoju duszy.
Wznosząc się ponad nasz strach i obawy, ucząc się jak kochać bezwarunkową miłością, podnosimy częstotliwość naszej wibracji i coraz bardziej zbliżamy się do harmonii.
Nawet wtedy, gdy wydaje nam się, że nic się nie dzieje, w rzeczywistości robimy postępy. Uczymy się doświadczając bólu spowodowanego naszym nieharmonijnym działaniem, co pozornie może wyglądać jak błędy lub porażki.
Cały Wszechświat działa na zasadzie wibracji energii. Gdy Einstein odkrył i ogłosił światu, że materia jest energią, tym samym zapoczątkował połączenie nauki i metafizyki.
Naukowcy odkryli, że energia nie może zniknąć, zamiast tego zmienia formę i z powodu swych właściwości nie może stać w miejscu. Reinkarnacja jest zmianą formy.
Ty jesteś energią. Twoje ciało składa się z trylionów atomów będących w nieustannym ruchu w wibracji zgodnej z tym jak żyłeś w poprzednich i obecnym życiu do tego momentu. Twoja dusza będzie się rozwijać tak długo, aż osiągniesz najwyższą, boską wibrację.
To prawo najlepiej podsumowuje jedno z nauk Buddy “Twój opór powoduje Twoje cierpienie.” A przez cierpienie rozumie wszystko co nie działa w Twoim życiu czyli relacje partnerskie, utrata ukochanej osoby, samotność, choroba, wypadki, poczucie winy, trudności finansowe, niespełnione pragnienia…
Gdy akceptujesz wydarzenia swojego życia, akceptujesz rzeczywistość bez sprzeciwiania się, bo sprzeciw powoduje cierpienie.
Fakty istnieją bez względu na to jak bardzo nie będziesz ich akceptował, nic nie możesz zrobić by je zmienić.
Zmieniaj to, co możesz zmienić, ale akceptuj sytuacje, które nie podlegają zmianie. Nie trać na nie swojej siły mentalnej i fizycznej. Ta akceptacja tworzy świadomy dystans, umiejętność cieszenia się pozytywnymi aspektami życia przy jednoczesnym pozwalaniu by negatywne aspekty przepływały bez Twojego oporu i bez wstrząsania Tobą.
Im więcej masz w sobie wdzięczności za wszystko co dostajesz, tym więcej dostaniesz. Im więcej dajesz, tym więcej otrzymasz. Im więcej pomagasz innym, tym więcej pomocy otrzymasz. To prawo działa w codziennym życiu i jest sposobem na wprowadzanie zmian w swoim życiu.
Gdy spotkają się dwie, trzy, cztery lub więcej osób o podobnej wibracji, by zająć się osiągnięciem wspólnego celu, ich połączona energia skierowana na osiągnięcie tego celu podwoi się, potroi i więcej. Ta wiedza jest wykorzystywana przez religie, grupy uzdrawiające czy grupy medytujące na rzecz pokoju.
To czemu się opierasz, przyciągasz w swoim życiu. I nieustająco to coś czemu się opierasz będzie miało wpływ na Twoje życie.
Opór jest powodowany strachem przed powodami/wydarzeniami, które powinny zostać rozwiązane karmicznie.
Prawo Sprzeciwu i Oporu mówi o tym, aby stawić czoło strachowi i zająć się tym czego się boisz ucząc się tym samym świadomej bezstronności, obiektywizmu i emocjonalnego dystansu.
To prawo mówi o tym, że zarówno pozytywne jak i negatywne cechy innych wywołujące Twoją intensywną reakcję, są cechami jakie rozpoznajesz u siebie.
Przejawia się to na cztery sposoby:
Cechy u innych, które podziwiasz, masz też w sobie.
Cechy u innych, którym się opierasz i silnie na nie reagujesz, możesz być pewnym, że istnieją także w Tobie.
Opierasz się i silnie reagujesz na cechy innych, bo boisz się, że jesteś taki sam.
To czego nie lubisz w sobie, nie będziesz lubił u innych.
Oznacza to, że inkarnowałeś się w obecnym życiu, by nauczyć się jak wznieść się ponad to wszystko czego się boisz. Te obawy odzwierciedlają się w tym jak reagujesz na innych. A jak już to zrozumiesz, zrozumiesz także że Twoim celem jest nauczyć się jak postrzegać swoje reakcje. Zobaczenie i zaakceptowanie działania tego prawa w praktyce jest pierwszym krokiem do pracy nad swoimi obawami. Jak się ich pozbędziesz, automatycznie otworzysz się na większą ilość bezwarunkowej miłości.
Efektem wyrażania bezwarunkowej miłości jest możliwość osiągnięcia harmonii. Miłość bezwarunkowa nie jest równoznaczna z miłością romantyczną. To całkowita akceptacja innych bez oczekiwań ani osądzania.
To całkowita akceptacja innych bez próby ich zmiany. Jedynym wyjątkiem od tego jest własny pozytywny przykład.
Prawo karmiczne bezwarunkowej miłości mówi “jeśli poczujesz i będziesz wyrażać miłość bezwarunkową, automatycznie wzniesiesz się ponad strach, a to spowoduje jeszcze więcej bezwarunkowej miłości.
Wybierając swoje miejsce i czas ponownych narodzin, wybierasz tym samym rodzaj doświadczeń jakie chcesz przeżyć i przepracować w nowym życiu. Przed narodzinami dusza dokonuje wyboru swojego nowego życia. Umawia się z innymi duszami, kto będzie rodzicami, kto będzie partnerem i z kim przejdzie przez kolejne wydarzenia, z kim przerobi kolejne lekcje. Wydaje Ci się to mało prawdopodobne? Jeśli tak, to przypomnij sobie, że używamy tylko ok. 20% możliwości naszego mózgu, a naukowcy zajmujący się mózgiem twierdzą, że ludzki mózg ma możliwości 200.000 razy przewyższające możliwości największego i najszybszego komputera jaki zbudowano.
Masz w sobie wszystko co jest niezbędne, by stworzyć sobie raj na ziemi, warunkiem jest zaakceptowanie boskich praw rządzących Wszechświatem.
Faktem jest, że żyjemy we Wszechświecie obfitości, chociaż większość z nas widzi go jako Wszechświat ubóstwa, braków i niedostępności.
Pragnąc zrozumieć prawo Boskiego Porządku, konieczne jest zrozumienie zasad równowagi w naturze, ponieważ działają w bardzo zbliżony sposób. Wszystko jest takie jakim powinno być, chociaż ludzkość jest daleka od doświadczania świata w sposób harmonijny.
Nie ma przypadków, ani zbiegów okoliczności. Twoja energia przekłada się na Twoje myśli, słowa, emocje i czyny, a z tego powstają Twoje doświadczenia. Dzięki temu zawsze masz możliwość stworzyć sobie okoliczności niezbędne do oczyszczenia Karmy. Podobnie ze świadomością, myślami, słowami, emocjami i czynami kolektywnymi, które tworzą okoliczności dla wszystkich z nas.
Jeśli wystarczająca liczba dusz będzie koncentrować się na pokoju, będziemy mieli pokój. Jeśli większość dusz będzie wypełniona złością, możemy doświadczyć wojny.
Jeśli chcesz się dowiedzieć jak uzdrowić swoją Karmę powodującą trudności w obecnym życiu czytaj tutaj.
by Ewa
Zanim przejdę do tematyki „kwestii nad kwestiami” (topic of all topics) chciałabym podkreślić, że to o czym poniżej napiszę nie jest teorią ani zbiorem informacji jakie przytaczam na jej poparcie. To efekty moich własnych doświadczeń, pracy i badań jakie prowadzę w sferze energetycznej i eterycznej otaczającego mnie świata, a cytatami posługuję się wtedy, gdy według mojej oceny dobrze interpretują lub przybliżają fakty z jakimi osobiście było mi dane się zetknąć.
„Kwestia nad kwestiami” to temat ingerencji międzywymiarowych dokonywanych permanentnie na ludziach przez obce instalacje, przez „drapieżcę” działającego w sferze energetycznej. Nie ma jednego wzorca i nie ma jednego scenariusza.
Z tematem „kwestii nad kwestiami” zetknęłam się wiele lat temu przy okazji zapoznawania się z pracą różnych osób wskazującą na faktyczne istnienie takich ingerencji, mających bezsprzeczny i tragiczny wpływ na nasze życie.
Świat i nasza świadomość są jak cebula, składają się z wielu warstw. Po kolei odkrywają się przed nami kolejne warstwy i odsłaniają się sprawy, które nazywam faktami energetycznymi. Widzimy to, co jesteśmy gotowi zobaczyć, do czego przygotowaliśmy się swoją wewnętrzną pracą. Ale nawet wtedy nasz-nie-nasz racjonalny umysł będzie poddawał to pod wątpliwość.
Z mojej pracy wynika, że nie każdy proces reinkarnacji jest czysty, niektóre są skażone manipulacją, ingerencją międzywymiarową i obcą instalacją, a każde wcielenie ma swoją warstwę fizyczną, eteryczną, emocjonalną i mentalną. To, co zobaczymy w czasie regresji duchowej jest uzależnione od tego, co jesteśmy gotowi zobaczyć. Ale czy zobaczymy tylko fizyczną część i powierzchowną część energetyczną jest uzależnione nie tylko od ciebie.
Ile zobaczymy w czasie regresji duchowej, jest uzależnione od dwóch stron w niej uczestniczących. Pierwszą stroną jesteś ty – twoja własna percepcja, twoja własna świadomość i twoja własna nieświadomość. W zależności od tego na co jesteś gotowy – w trakcie regresji możemy przebadać swoje poprzednie wcielenia i czas pomiędzy nimi od strony fizycznej i powierzchownej energetycznej lub możemy zajrzeć głębiej, gdy zostanie nam odsłonięty woal iluzji rozpięty nad naszą świadomością. A ponieważ w trakcie sesji nie jesteś w tym procesie sam, to samo dotyczy regresera, czyli osoby prowadzącej sesję.
Świadomość regresera pozwala na eksplorację przestrzeni ukrytych pod owalem manipulacji i sekwencji iluzji, którą nie-nasza część umysłu racjonalnego będzie mimo wszystko uparcie wypierać i ignorować ze strachu przed utratą kontroli nad naszą częścią umysłu i ciała energetycznego/astralnego. Jeżeli regreser nie posiada świadomości i wiedzy na temat intereferencji międzywymiarowych, podczepień i operacji wykonywanych na naszych ciałach energetycznych i astralnych, w trakcie sesji woal iluzji nie zostanie odsłonięty i w tym zakresie tematy nie zostaną przebadane.
„Znane i nieznane należą do tej samej kategorii, gdyż jedno jak i drugie znajduje się w zasięgu ludzkiej percepcji, natomiast wszystko, co przekracza granice naszej percepcji, jest niepoznawalne. Świat jest taki, na jaki wygląda, a jednak taki nie jest. Nie jest tak stały, jak każą nam wierzyć zmysły, ale nie jest też ułudą. Coś z zewnątrz działa na nasze zmysły, więc postrzegamy, ale to co postrzegamy nie jest faktem tego samego rodzaju, gdyż uczymy się, co powinniśmy dostrzegać. Iluzją jest to co dostrzegają nasze zmysły (ta wyuczona interpretacja).”
~ Carlos Castaneda
„Znajdujemy się wewnątrz bańki, w której zostaliśmy umieszczeni w momencie narodzin. Z początku bańka, jest otwarta, ale potem zaczyna się zamykać, aż w końcu, zostajemy w niej zapieczętowani. Ta bańka to nasza percepcja. Przez całe życie pozostajemy w jej środku. A to, co postrzegamy na jej zakrzywionych ściankach, jest naszym własnym odbiciem. To co się odbija jest naszym obrazem świata (opis, który stał się obrazem). Zadanie nauczyciela polega na przemianie obrazu tak, aby przygotować świetlistą istotę na moment otwarcia bańki z zewnątrz przez dobroczyńcę. Bańkę otwiera się, żeby pozwolić świetlistej istocie zobaczyć swoją pełnię.”
~Carlos Castaneda
Poniżej cytat z ostatniej napisanej przez Carlosa Castanedę książki „Aktywna strona nieskończoności” poruszający tematykę z jaką się stykam w swojej pracy.
* * *
… Mamy towarzysza na całe życie – powiedział tak dobitnie, jak tylko potrafił. – Drapieżcę, który przybył z otchłani kosmosu i zawładnął naszym życiem. Ludzie są jego więźniami. Ten drapieżca jest naszym panem i władcą. Zrobił z nas potulne, bezradne baranki. Jeżeli chcemy się zbuntować, bunt zostaje zdławiony. Jeżeli chcemy działać niezależnie, rozkazuje nam, byśmy tego nie robili.
[…]
– Tylko dzięki samodzielnym staraniom dotarłeś do czegoś, co szamani starożytnego Meksyku nazywali kwestią nad kwestiami – rzekł don Juan. – Tym razem cały czas owijałem rzeczy w bawełnę, sugerując ci, że jesteśmy przez coś więzieni. I rzeczywiście, coś nas więzi! Dla czarowników starożytnego Meksyku był to fakt energetyczny.Zawładnęli nami, ponieważ jesteśmy ich pożywieniem, i uciskają nas bezlitośnie, ponieważ utrzymujemy ich przy życiu. My hodujemy kurczęta na kurzych fermach, gallineros, drapieżcy zaś hodują nas na ludzkich fermach, humaneros. Dlatego zawsze mają co jeść.
Poczułem, że gwałtownie kręcę głową na boki. Nie potrafiłem wyrazić swego głębokiego zaniepokojenia i niezadowolenia, ale moje ciało zaczęło się poruszać, by dać upust tym uczuciom. Trząsłem się cały, od włosów na głowie po czubki palców stóp, zupełnie bezwolnie.
– Nie, nie, nie, nie – usłyszałem swój głos. – To absurd, don Juanie. To, co mówisz, jest potworne. To po prostu nie może być prawda, ani dla czarowników, ani dla przeciętnych ludzi, ani dla nikogo.
– Dlaczego nie? – zapytał chłodno don Juan. – Dlaczego nie? Bo cię to doprowadza do szału?
– Tak, doprowadza mnie to do szału – odparłem sucho. – Twoje sugestie są potworne!
– No cóż – powiedział – nie wysłuchałeś jeszcze wszystkich moich sugestii. Poczekaj chwilkę i potem oceń, co na ten temat sądzić. Zaraz dostaniesz się w prawdziwą nawałnicę. To znaczy, że twój umysł zostanie wystawiony na zmasowany atak, a ty nie będziesz mógł się poddać i sobie pójść, bo jesteś w pułapce. Nie dlatego, że cię uwięziłem, ale dlatego, że coś ukryte głęboko w tobie nie pozwoli ci odejść, choć jakaś część ciebie po prostu wpadnie w szał. Tak więc, przygotuj się!
– Chcę przemówić do twojego analitycznego umysłu – rzekł don Juan. – Zastanów się przez chwilę, a potem mi powiedz, jak byś wytłumaczył sprzeczność pomiędzy inteligencją człowieka-inżyniera i głupotą jego przekonań albo głupotą jego pełnego sprzeczności zachowania.
Czarownicy są przekonani, że to drapieżcy dali nam przekonania, nasze pojęcia dobra i zła, nasze prawa społeczne. To oni stworzyli nasze nadzieje i oczekiwania, sny o powodzeniu i myśli o porażce. Dali nam pożądanie, chciwość i tchórzostwo. To przez drapieżców jesteśmy tak zadowoleni z siebie, schematyczni i egoistyczni.
– Ale jak można tego dokonać, don Juanie? – zapytałem, jakby bardziej jeszcze rozeźlony tym, co mówi. – Szepcą nam to wszystko do ucha, kiedy śpimy?
– Nie, nie robią tego w ten sposób. To idiotyczny pomysł! – odparł z uśmiechem. – Są nieskończenie skuteczniejsi i bardziej zorganizowani, niż ci się zdaje. Aby zapewnić sobie naszego posłuszeństwo, uległość i słabość, drapieżcy wykonali fantastyczne posunięcie – fantastyczne, oczywiście, z punktu widzenia strategii wojennej, a przerażające z punktu widzenia tych, przeciwko którym zostało skierowane. Oddali nam swój umysł! Słyszysz, co mówię? Drapieżcy oddają nam swój umysł, który staje się naszym umysłem. Umysł drapieżców jest barokowy, pełen sprzeczności, posępny, przepełniony obawą przed zdemaskowaniem, które może nastąpić lada chwila.
Wiem, że choć nigdy nie cierpiałeś głodu – ciągnął – odczuwasz niepokój związany z jedzeniem, który nie jest niczym innym, jak niepokojem drapieżcy, że w każdej chwili jego posunięcie zostanie odkryte i zabraknie mu pożywienia. Poprzez umysł, który w końcu jest ich umysłem, drapieżcy wtłaczają w życie ludzi wszystko, co im pasuje. W ten sposób zapewniają sobie pewne bezpieczeństwo, które niczym bufor neutralizuje nieco ich strach.
– To nie o to chodzi, don Juanie, że nie mogę przyjąć tego ot tak – powiedziałem. – Mógłbym to zrobić, ale jest w tym coś tak ohydnego, że mnie po prostu odrzuca. Zmusza mnie do zajęcia w tej sprawie stanowiska oponenta. Jeżeli to prawda, że nas zjadają, jak to się odbywa?
Na twarzy don Juana malował się szeroki uśmiech. Był zadowolony jak wszyscy diabli. Wyjaśnił mi, że czarownicy widzą niemowlęta jako dziwne, świetliste kule energii, pokryte od samej góry do samego dołu czymś w rodzaju lśniącej otoczki, przypominającej plastykową pokrywę, ciasno dopasowaną do ich kokonu energii. Powiedział, że to właśnie ta lśniąca otoczka świadomości stanowi pożywienie drapieżców i że do czasu osiągnięcia przez człowieka dorosłości pozostaje z niej jedynie wąski strzęp, który biegnie od podłoża do czubków palców u stóp. Strzęp ten pozwala ludzkości zaledwie na przeżycie, ale nic ponadto.
Zupełnie jak we śnie słyszałem, jak don Juan Matus wyjaśnia mi, że o ile mu wiadomo, człowiek jest jedynym gatunkiem istot, u którego lśniąca otoczka świadomości leży poza tym świetlistym kokonem. Dlatego też jest łatwą zdobyczą dla świadomości innego rzędu, takiej jak ciężka świadomość drapieżcy.
Następnie powiedział coś, co zdruzgotało mnie doszczętnie. Stwierdził, że ów wąski strzęp świadomości stanowi samo centrum autorefleksji, w której człowiek nieuleczalnie się pogrążył. Grając na naszej autorefleksji, która jest jedynym ocalałym punktem świadomości, drapieżcy tworzą rozbłyski świadomości, które następnie bezwzględnie pożerają. Podsuwają nam idiotyczne problemy, które wymuszają powstanie tych rozbłysków świadomości, i w ten sposób utrzymują nas przy życiu, żeby później móc się odżywiać owymi energetycznymi rozbłyskami powstałymi dzięki naszym niby-problemom.
Musiało być coś w tym, co mówił don Juan; byłem w tym momencie tak zdruzgotany, że najzwyczajniej w świecie zrobiło mi się niedobrze.
Po chwili, wystarczająco długiej, bym zdążył dojść do siebie, zapytałem go:
– Ale dlaczego czarownicy starożytnego Meksyku i współcześni czarownicy nic z tym nie robią, choć widzą drapieżców?
– Ani ty, ani ja nic nie możemy z tym zrobić – odrzekł don Juan poważnym, smutnym głosem. – Jedyne, co nam pozostaje, to poddać się dyscyplinie, dzięki której w końcu nie będą mogli nas tknąć. Jak chcesz wymagać od innych, by wzięli na siebie taki trud? Wyśmieją cię i wyszydzą, a co bardziej agresywni dadzą ci taki wpierdol, że popamiętasz. I zasadniczo nie dlatego, żeby nie chcieli ci wierzyć. Głęboko w każdym człowieku tkwi atawistyczna, intuicyjna świadomość istnienia drapieżców.
Mój analityczny umysł podnosił się i opadał niczym jo-jo. Puszczał mnie i wracał, puszczał i znowu wracał. Twierdzenia don Juana były po prostu niedorzeczne, niewiarygodne, a jednocześnie tak niezwykle sensowne i proste. Tłumaczyły każdą sprzeczność ludzkiego zachowania, która tylko przyszła mi na myśl. Ale jakżeż można było traktować to wszystko poważnie? Don Juan wpychał mnie pod lawinę, która mogła pochłonąć mnie na zawsze.
Uderzyła we mnie kolejna fala poczucia zagrożenia. Choć nie ja byłem jego źródłem, było ono jednak ze mną związane. Don Juan coś ze mną robił, coś niejawnie dobrego i potwornie złego zarazem. Odczuwałem to jako próbę przecięcia cienkiej warstewki czegoś, czym byłem jakby oklejony. Jego oczy wpatrywały się we mnie nieruchomo. Odwrócił wzrok i zaczął mówić, nie patrząc już w moją stronę.
– Jeżeli tylko kiedyś zaczną cię niebezpiecznie trapić jakieś wątpliwości – powiedział – zareaguj pragmatycznie. Wyłącz światło. Przeniknij ciemność; przekonaj się, co dostrzegasz.
Wstał, żeby wyłączyć światło. Powstrzymałem go.
– Nie, nie, don Juanie – odezwałem się – nie wyłączaj światła. Wszystko w porządku.
Czułem w tamtej chwili bardzo niezwyczajny jak na mnie strach przed ciemnością. Na samą myśl o niej zaczynałem ciężko dyszeć. Nie miałem wątpliwości, że intuicyjnie coś sobie uświadamiam, ale nie śmiałem tego dotknąć ani w pełni sobie uzmysłowić, za żadne skarby tego świata!
– Dostrzegłeś ulotne cienie na tle drzew – powiedział don Juan, siadając z powrotem na swoim krześle. – To bardzo dobrze. Chciałbym, żebyś zobaczył je w tym pokoju. Nie będziesz niczego widział. Będziesz zaledwie wychwytywał ulotne obrazy. Na to masz dość energii.
Obawiałem się, że don Juan i tak wstanie i zgasi światło; tak też zrobił. Dwie sekundy później darłem się na całe gardło. Nie dość, że faktycznie kątem oka dostrzegłem owe ulotne obrazy, to jeszcze usłyszałem, jak brzęczą mi koło ucha. Don Juan skręcał się ze śmiechu, włączywszy na powrót lampę.
– Ależ ten gość ma temperament! – orzekł. – Z jednej strony totalny sceptyk, a z drugiej totalny pragmatyk. Będziesz musiał sobie zaaranżować tę wewnętrzną walkę. Inaczej napuchniesz jak wielka ropucha i w końcu strzelisz. Coraz głębiej wbijał mi szpilę.
– Czarownicy starożytnego Meksyku – powiedział – widzieli drapieżcę. Nazwali go latawcem, bo skacze w powietrzu. Nie jest to urzekający widok. To wielki cień, mroczny i nieprzenikniony, czarny cień, który w podskokach przemieszcza się w powietrzu. Potem ląduje płasko na ziemi. Czarowników starożytnego Meksyku niezwykle nurtowało pytanie, kiedy pojawił się on na Ziemi. Rozumowali tak, że człowiek w pewnym okresie musiał być istotą doskonałą, obdarzoną fenomenalnym wglądem, zdolnym do takich wyczynów percepcji, że dziś są one przedmiotem legend. A potem wszystko jakby zniknęło i oto mamy obecnie człowieka uśpionego.
Chciałem się rozgniewać, nazwać go paranoikiem, ale gdzieś zniknęło to poczucie prawa do słusznego gniewu, które zawsze miałem. Coś we mnie wyrosło ponad poziom, na którym zawsze zadawałem sobie ulubione pytanie: “A co, jeśli wszystko to, co mówi, jest prawdą?” Wtedy, tamtej nocy, kiedy ze mną rozmawiał, w głębi mego serca czułem, że wszystko, co mówi, jest prawdą; jednocześnie jednak równie silne było przekonanie, że wszystko, co mówi, to czysty absurd.
– Co ty opowiadasz, don Juanie? – zapytałem słabo. Gardło miałem ściśnięte. Z trudem oddychałem.
– Opowiadam, że naszym przeciwnikiem nie jest zwykły drapieżca. Jest bardzo przemyślny i zorganizowany. Metodycznie przestrzega planu, który czyni z nas istoty bezużyteczne. Człowiek, istota magiczna, nie jest już magiczny. Jest zwykłym kawałkiem mięsa. Człowiekowi nie pozostały już żadne marzenia oprócz marzeń zwierzęcia hodowanego dla mięsa: marzeń wyświechtanych, konwencjonalnych i kretyńskich.
Słowa don Juana wywoływały we mnie dziwną fizyczną reakcję, podobną do mdłości. Czułem się znów tak, jakbym miał za chwilę zwymiotować. Ale źródłem nudności były najgłębsze pokłady mojej istoty, sam szpik kości. Zacząłem konwulsyjnie drżeć. Don Juan potrząsnął mnie mocno za ramiona. Poczułem, jak szyja mi się trzęsie pod wpływem jego uścisku. Uspokoiłem się od razu. Odzyskałem nieco kontroli nad sobą.
– Ten drapieżca – powiedział don Juan – który jest, rzecz jasna, istotą nieorganiczną, nie jest dla nas tak całkowicie niewidzialny jak inne istoty nieorganiczne. Myślę, że jako dzieci go widzimy; jest to dla nas jednak tak przerażający widok, że nawet nic chcemy o tym myśleć. Dzieci, rzecz jasna, czasem się upierają i chcą zwrócić na niego baczniejszą uwagę, lecz wszyscy dokoła zniechęcają je do tego.
Jedyną alternatywą dla ludzkości – ciągnął – jest dyscyplina. Dyscyplina to jedyny środek zaradczy. Ale gdy mówię o dyscyplinie, nie chodzi mi o jakieś ascetyczne praktyki. Nie chodzi mi o to, żeby wstawać o piątej trzydzieści każdego ranka i polewać się zimną wodą aż do zsinienia.
Poprzez dyscyplinę czarownicy rozumieją umiejętność niewzruszonego stawiania czoła przeciwnościom losu, których nie braliśmy pod uwagę w naszych oczekiwaniach. Dla nich dyscyplina jest sztuką: sztuką stawiania czoła nieskończoności bez mrugnięcia okiem i to nie dlatego, że są oni silni i twardzi, lecz dlatego, że przepełnia ich nabożna cześć.
Dyscyplina sprawia, iż lśniąca otoczka świadomości staje się dla latawca niesmaczna. Efekt jest taki, że drapieżcy są zdezorientowani. Lśniąca otoczka świadomości, która jest niejadalna, nie mieści się, jak sądzę, w ich systemie poznawczym. Zdezorientowani, nie mają innego wyjścia, jak tylko odstąpić od swych nikczemnych zamiarów.
Jeżeli drapieżcy nie będą przez jakiś czas zjadać naszej lśniącej otoczki świadomości – ciągnął – ta będzie dalej rosnąć. Upraszczając tę kwestię maksymalnie, mogę powiedzieć tak, że czarownicy, dzięki zachowywaniu dyscypliny, odpychają drapieżców wystarczająco długo, by ich lśniąca otoczka świadomości rozrosła się powyżej poziomu palców stóp. Kiedy już przekroczy ten poziom, urasta z powrotem do pierwotnych rozmiarów. Czarownicy starożytnego Meksyku mawiali, że lśniąca otoczka świadomości jest jak drzewo. Jeżeli go nie przycinać, rozrasta się do naturalnych rozmiarów i osiąga naturalną gęstość. Gdy świadomość osiąga poziomy ponad poziomem palców stóp, jej fenomenalne wyczyny stają się oczywistością.
Wspaniała sztuczka dawnych czarowników – ciągnął don Juan – polegała na obciążeniu umysłu latawca dyscypliną. Stwierdzili oni, że jeśli narzucić umysłowi latawca wewnętrzną ciszę, wówczas obca instalacja się rozprasza; daje to każdemu, kto wykonuje ten manewr, absolutną pewność zewnętrznego pochodzenia umysłu. Obca instalacja powraca, tego możesz być pewien, ale już nie tak silna, i tak oto rozpoczyna się proces, w którym rozpraszanie umyslu latawca staje się zabiegiem rutynowym; proces ten trwa tak długo, aż pewnego dnia umysł latawca rozprasza się na dobre. Smutny to dzień, doprawdy! Od tego dnia będziesz musiał się opierać na własnej inwencji, która jest bliska zeru. Nie będzie już nikogo, kto by ci powiedział, co masz robić. Nie będzie już żadnego zewnętrznego umysłu, który mógłby ci dyktować kretyństwa, do których zostałeś przyzwyczajony.
Mój nauczyciel, nagual Julian, zawsze przestrzegał wszystkich swoich uczniów – kontynuował don Juan – że jest to najcięższy dzień w życiu czarownika, ponieważ prawdziwy umysł – ten, który należy do nas, łączna suma wszystkiego, czego doświadczyliśmy – po trwającym całe życie poddaństwie, jest nieśmiały, niepewny i nie można na nim polegać. Osobiście powiedziałbym, że dla czarownika prawdziwa bitwa rozpoczyna się dopiero w tym momencie. Cała reszta to tylko przygotowania.
Byłem naprawdę głęboko poruszony. Chciałem dowiedzieć się czegoś więcej, a z drugiej strony coś dziwnego gdzieś w głębi mnie głośno się domagało, bym się nie odzywał, podsuwając mi myśl o mrocznym finale całej sprawy i karze – czymś w rodzaju boskiego gniewu, który mnie dosięgnie za grzebanie przy czymś, co sam Bóg okrył tajemnicą. Musiałem się zdobyć na ogromny wysiłek, żeby przechylić szalę zwycięstwa na korzyść mojej ciekawości.
– Co… co… co znaczy – usłyszałem własne słowa – obciążanie umysłu latawca?
– Dyscyplina niesamowicie obciąża obcy umysł – odrzekł. – Tak więc, dzięki niej czarownicy przełamują obcą instalację.
Jego słowa mnie przygniotły. Byłem przekonany, że albo don Juan kwalifikuje się do zakładu zamkniętego, albo mówi mi coś tak potwornie niesamowitego, że to we mnie wszystko zamiera. Zauważyłem jednak, jak szybko wykrzesałem z siebie dość energii, by sprzeciwić się wszystkiemu, co powiedział. Po chwili paniki zacząłem się śmiać, zupełnie jakby don Juan opowiedział jakiś dowcip. Usłyszałem nawet, jak mówię:
– Don Juanie, don Juanie, jesteś niepoprawny!
Rozumiał chyba wszystko, co się we mnie działo. Kiwał głową na boki i wznosił oczy w górę w geście udawanej rozpaczy.
– Jestem tak niepoprawny – powiedział – że zaraz zafunduję umysłowi latawca, który w sobie nosisz, jeszcze jeden wstrząs. Wyjawię ci jeden z najbardziej niesamowitych sekretów magii. Opiszę ci odkrycie, którego weryfikacja i uporządkowanie zajęła czarownikom tysiące lat.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się złowrogo.
– Umysł latawca rozprasza się na zawsze – powiedział – kiedy czarownikowi uda się pochwycić wibrującą siłę, która utrzymuje w jednej całości skupisko naszych pól energii. Jeżeli utrzymają w tym uchwycie dostatecznie długo, umysł latawca zostaje pokonany i się rozprasza. I to właśnie zaraz zrobisz: uchwycisz się energii, która utrzymuje nas w jednej całości.
Zareagowałem na to w tak niewytłumaczalny sposób, że aż trudno to sobie wyobrazić. Coś we mnie zadrżało, zupełnie jakby pod wpływem silnego wstrząsu. Ogarnął mnie niezrozumiały strach, który natychmiast skojarzyłem z moim religijnym wychowaniem.
Don Juan zmierzył mnie spojrzeniem od stóp do głów.
– Boisz się gniewu boskiego, co? – odezwał się. – Bądź spokojny, to nie twój strach. To strach latawca, bo on wie, że zrobisz dokładnie to, co ci każę.
Jego słowa wcale mnie nie uspokoiły. Poczułem się jeszcze gorzej. Ogarnęły mnie mimowolne, konwulsyjne drgawki i nie było żadnego sposobu, by je opanować.
– Nie martw się – powiedział spokojnie don Juan. – Wiem z doświadczenia, że te ataki bardzo szybko tracą na sile. Umysłu latawca nie stać nawet na odrobinę koncentracji.
Po chwili wszystko ustało, tak jak przepowiedział don Juan. Słowo “oszołomiony” w odniesieniu do mojego stanu w tamtym momencie byłoby eufemizmem. Po raz pierwszy w życiu, z don Juanem czy bez, naprawdę nie miałem pojęcia, co się ze mną dzieje. Chciałem wstać z krzesła i przejść się, ale paraliżował mnie śmiertelny strach. Byłem wypełniony racjonalnymi sądami, a jednocześnie przepełniał mnie infantylny strach. Zacząłem głęboko oddychać, a całe moje ciało pokrył zimny pot. W jakiś sposób moje oczy otwarły się na potworny widok: gdziekolwiek się obróciłem, skakały czarne, ulotne cienie.
Przymknąłem powieki i oparłem głowę na oparciu krzesła.
– Nie wiem, dokąd teraz pójść, don Juanie – odezwałem się. – Dzisiaj naprawdę ci się udało zupełnie poplątać moje ścieżki.
– Rozdziera cię wewnętrzna walka – powiedział don Juan. – Głęboko w środku wiesz, że nie jesteś w stanie odrzucić przyzwolenia na to, by nieodłączna część ciebie, twoja lśniąca otoczka świadomości, stała się w niepojęty sposób źródłem pożywienia dla istot o niepojętej dla nas naturze. A inna część ciebie będzie się temu przeciwstawiać całą swoją mocą.
Przewrót czarowników – ciągnął – polega na tym, że odmówili oni honorowania umów, w których nie byli stroną. Nikt mnie nigdy nie pytał o to, czy nie zgodziłbym się zostać pożarty przez istoty o odmiennym rodzaju świadomości. Moi rodzice po prostu wprowadzili mnie na ten świat po to tylko, bym został czyimś pożywieniem, tak samo jak i oni – koniec, kropka.
[…]
Po powrocie do domu, z biegiem czasu, idea latawców stała się jedną z największych obsesji mojego życia. Doszedłem do takiego punktu, że czułem, iż don Juan miał w tej materii absolutną rację. Bez względu na to, jak bardzo się starałem, nie udawało mi się podważyć jego logiki.
Im więcej o tym myślałem, im więcej rozmawiałem z samym sobą i innymi ludźmi, im więcej samego siebie i innych obserwowałem, tym silniejsze było moje przekonanie, że coś czyni z nas istoty niezdolne do jakiegokolwiek działania, jakiejkolwiek relacji i jakiejkolwiek myśli, która nie ogniskowałaby się na ,ja”. Moje troski, podobnie jak troski każdego, kogo znałem lub z kim rozmawiałem, koncentrowały się właśnie na tym. Ponieważ nie umiałem znaleźć wytłumaczenia tak uniwersalnej homogeniczności, byłem przekonany, że tok rozumowania don Juana jest najbardziej odpowiednim sposobem objaśnienia tego fenomenu.
Poświęciłem się głębszej analizie literatury dotyczącej mitów i legend. Uświadomiłem sobie wówczas coś, czego nigdy wcześniej nie odczuwałem: każda z przeczytanych przeze mnie książek była interpretacją mitów i legend. Przez każdą z nich przemawiał ten sam, homogeniczny umysł. Style były odmienne, lecz ukryty pod warstwą słów zamiar jednakowy: pomimo tego, że temat pracy dotyczył czegoś tak abstrakcyjnego jak mity i legendy, autorowi zawsze udało się zawrzeć w niej jakieś opinie o sobie. Celem każdej z tych książek nie było omówienie rzeczonego tematu; była nim autoreklama. Nigdy wcześniej sobie tego nie uświadamiałem.
Przypisywałem moją reakcję wpływowi don Juana. Pytanie, które sobie stawiałem, brzmiało tak: czy to on wpływa na mnie tak, że coś takiego dostrzegam, czy też rzeczywiście istnieje jakiś obcy umysł, który dyktuje wszelkie nasze poczynania? Siłą rzeczy odruchowo znów popadłem w negację, i niczym wariat zacząłem po kolei przechodzić od negacji do akceptacji i tak w kółko. Coś we mnie wiedziało, że bez względu na to, do czego pije don Juan, jest to fakt energetyczny; jednak inny wewnętrzny głos mówił, że to wszystko brednie. Wynikiem tych wewnętrznych zmagań były bardzo złe przeczucia, wrażenie, że zawisło nade mną wielkie niebezpieczeństwo.
Przeprowadziłem szeroko zakrojone badania, poszukując śladów koncepcji latawców w innych kulturach, ale nigdzie nie udało mi się znaleźć żadnej wzmianki na ten temat. Wyglądało na to, że don Juan jest jedynym źródłem informacji w tej materii. Kiedy zobaczyłem się z nim następnym razem, natychmiast przeszedłem do tematu.
– Robiłem, co mogłem, by podejść do tego zagadnienia racjonalnie – powiedziałem – ale nie mogę. Są takie chwile, kiedy absolutnie się z tobą zgadzam w kwestii drapieżców.
– Skup swoją uwagę na ulotnych cieniach, które obecnie widzisz – odrzekł don Juan z uśmiechem.
Powiedziałem mu, że owe ulotne cienie staną się końcem mojego racjonalnego życia. Widziałem je wszędzie. Od czasu gdy wyszedłem wówczas z jego domu, nie byłem w stanie zasnąć po ciemku. Spanie przy włączonym świetle w ogóle mi nie przeszkadzało. Jednak z chwilą gdy je gasiłem, wszystko dokoła mnie zaczynało skakać. Nigdy nie dostrzegałem kompletnych postaci ani kształtów. Widziałem jedynie ulotne, czarne cienie.
– Umysł latawca jeszcze cię nie puścił – rzekł don Juan. – Został ciężko ranny. Robi wszystko, by zreorganizować swoją relację z tobą. Ale coś w tobie zostało na zawsze przerwane. Latawiec o tym wie. Prawdziwe niebezpieczeństwo leży w tym, że umysł latawca może zwyciężyć, doprowadzając cię do wyczerpania i zmuszając do zarzucenia dalszej walki, jeśli dobrze rozegra kartę sprzeczności pomiędzy tym, co on ci mówi, i tym, co ja ci mówię.
Bo widzisz, umysł latawca nie ma konkurencji – ciągnął dalej don Juan. – Kiedy coś orzeka, zgadza się z własnym zdaniem i każe ci wierzyć, że zrobiłeś coś wartościowego. Umysł latawca powie ci, że to, co ci mówi Juan Matus, to wierutne bzdury, po czym ten sam umysł zgodzi się ze swym własnym stwierdzeniem. A ty powiesz: “Tak, oczywiście, że to bzdury”. W taki właśnie sposób zostajemy pokonani.
Latawce są niezbędnym elementem wszechświata – ciągnął – i należy je traktować tak, jak na to zasługują – jako istoty potworne i budzące grozę. Dzięki nim wszechświat wystawia nas na próbę.
Jesteśmy energetycznymi sondami, stworzonymi przez wszechświat – mówił dalej, jak gdyby nie zdawał sobie sprawy z mojej obecności – a ponieważ posiadamy energię obdarzoną świadomością, jesteśmy środkiem, dzięki któremu wszechświat staje się świadom samego siebie.
Latawce to nieprzebłagani rywale. Tylko tak można ich postrzegać. Jeśli nam się uda, wszechświat pozwoli nam trwać dalej.”
~ Carlos Castaneda
***
“Podczas gdy nie zawsze jesteśmy źródłem i przyczyną wszelkich niesprawiedliwości jakie się nam przydarzają, to my sami jednak powodujemy, że wkraczają w nasze życie. Matrix, nawet z całym swoim zepsuciem i brakiem balansu spowodowanym przez byty, które przekroczyły swoje naturalne miejsca, jest uczącym się programem całkowicie responsywnym na naszą ignorancję i słabości. Może decyzją drapieżcy jest zaatakować, ale naszą decyzją jest zaakceptowanie i podanie się atakowi.
System kontroli Matrixa może powodować nasze potknięcia poprzez elementy/cechy znajdujące się w nas, a które odpowiadają na te same niskie wibracje. Jeśli ignorujemy naszą intuicję, mamy „ślepe punkty” w naszej świadomości lub popełniamy haniebne czyny, poddajemy się niskim uczuciom – tym samym dajemy ścieżkę dostępu na podpięcia. Ataki energetyczne służą identyfikacji naszych własnych słabości, a tym samym wskazują dalszą ścieżkę w rozwoju duchowym.”
~ Tom Montalk
***************
Ten sam temat obecny jest w tradycyjnych wierzeniach Indian Ameryki Północnej, używających na ten sam fenomen nazwy wetiko.
W oparciu o te przekazy, Paul Levy napisał książkę pt. „Rozpraszając wetiko: łamanie klątwy zła” (2013), która jest dosyć udaną próbą przełożenia tej tematyki przekazów Indian Ameryki Północnej w kontekście tradycyjnie znanej nam psychologii i przybliżenia nam tematu w sposób, do którego nasz racjonalny umysł jest bardziej przyzwyczajony. Książka z tego co wiem nie została wydana jeszcze w języku polskim, dlatego poniżej przytaczam obszerny jej fragment w moim tłumaczeniu, które zapewne nie jest doskonałe, ale wierzę, że przybliży tematykę każdej zainteresowanej osobie.
„Jako gatunek, jesteśmy w trakcie ogromnej epidemii psychicznej, która warzyła się w kociołku ludzkości od początku czasu. Ta psycho-duchowa choroba duszy – którą rdzenni Amerykanie nazywali wetiko – może być uważana za błąd w systemie. Ożywia szaleństwo, które rozgrywa się w naszym życiu, zarówno indywidualnie, jak i zbiorowo, na arenie światowej.
Mitologie rdzennych Amerykanów przedstawiają mityczną postać wetiko jako wampirycznego ducha przejmującego władzę nad ludźmi, a który ucieleśnia chciwość i nadmiar. Wetiko był kiedyś człowiekiem, ale jego chciwość i egoizm przekształciły go w drapieżnego potwora. W rdzennej mitologii uważa się, że wetiko pobudza własną pobłażliwość i autodestrukcyjne nawyki. Według poglądów Indian Ameryki Północnej, osoby, które stały się wetikosami, „straciły rozum”, co jest wyrażeniem kojarzącym się nie tylko z szalonym umysłem, ale także z niewiedzą i nieświadomością tego co się tak naprawdę robi. Rdzenni Amerykanie często przedstawiali wetiko jako kogoś, kto ma lodowate, pozbawione miłosierdzia serce. Podobnie jak wampiry, osoby przejęte przez wetiko żerują na sile życiowej innych – ludzi i istot nieludzkich – bez dawania w zamian niczego o prawdziwej wartości.
Wydaje się, że słowo używane w języku Ojibwa służące opisaniu wetiko, windigo lub weendigo pochodzi od ween dagoh, co oznacza „wyłącznie dla siebie” lub od weenin igooh, co oznacza „nadmiar”. Według tradycji Indian Ameryki Północnej, potwór wetiko może żerować tylko na ludziach, którzy podobnie jak on, pobłażają sobie i nurzają się w nadmiarze. Skłonność ludzi do nadmiaru czyni ich podatnymi na przejęcie przez wetiko.
Podobnie jak wilkołak, wetiko jest czasami przedstawiany jako zmiennokształtny, który może pojawiać się w przebraniu za dobrego ducha. W rdzennych legendach, gdy wetiko zjada inną osobę, rośnie ona proporcjonalnie do posiłku, który właśnie zjadł, tak że nigdy nie może być pełna lub zaspokojona. Buddyzm przedstawia podobną postać, głodnego ducha, który swoimi otworami, zwężoną szyją i ogromnym, niewypełnionym żołądkiem, nigdy nie zaspokoi swoich nienasyconych pragnień. Na poziomie zbiorowym ten przewrotny proces wewnętrzny znajduje odzwierciedlenie w oszalałym społeczeństwie konsumpcyjnym, w którym żyjemy, kulturze, która nieustannie kibicuje niekończącym się pragnieniom, warunkując nas, by zawsze chcieć więcej.
Tak jak wirusy lub złośliwe oprogramowanie infekują komputer i programują go do samozniszczenia, wetiko programuje ludzki biokomputer do myślenia i zachowywania się w sposób autodestrukcyjny. Potajemnie operując przez nieświadome ślepe plamy (nieuświadomione problemy/cechy) w ludzkiej psychice, wetiko czyni ludzi nieświadomymi własnego szaleństwa, zmuszając ich do działania wbrew ich najlepszym interesom. Ludzie pod jego niewolą mogą, jak ktoś w ferworze uzależnienia lub w stanie traumy, nieświadomie stworzyć ten sam problem, który próbują rozwiązać, rozpaczliwie przywiązując się do rzeczy, która ich torturuje i niszczy.
Osoby przejęte przez wetiko cierpią na chorobę autoimmunologiczną psychiki. W zespole niedoboru autoimmunologicznego układ odpornościowy organizmu przewrotnie atakuje samego siebie czyli życie, które próbuje chronić. Próbując żyć, niszczy życie, ostatecznie niszcząc nawet siebie. W ten sam sposób, gdy wetiko przejmie żywą istotę, działa jak wypaczone przeciwciało, traktując zdrowe części systemu jako guzy nowotworowe, które chce wytępić.
Ten problem dotyczy nas wszystkich. Ludzie niszczą biosferę planety, od której zależy nasze przetrwanie. Wetiko znajduje się na dnie pozornie niekończącej się destrukcji, którą powodujemy w tej biosferze. Jednym z przykładów jest zniszczenie lasów deszczowych Amazonii, płuc planety. Innym przykładem jest wytworzenie nasion modyfikowanych genetycznie, pozbawionych możliwości rozmnażania i tworzenia kolejnego pokolenia, co zmusza rolników co sezon do zakupu nowych nasion i uniemożliwia życie wielu biednym rolnikom. Gdyby planeta była postrzegana jako organizm, a ludzie postrzegani jako komórki w tym organizmie, takie nasiona byłyby rozpoznane jako komórki rakowe lub pasożytnicze, które zwróciły się przeciwko zdrowym komórkom, niszcząc organizm, którego były częścią. Wydaje się, że nasz gatunek dokonuje masowego rytualnego samobójstwa w skali globalnej.
Bez względu na to jakiej nazwy użyjemy, wetiko jest bez wątpienia jednym z najważniejszych odkryć w historii ludzkości. Wskazując najwyższą wagę upowszechniania wiedzy o tym, jak działa ten drapieżnik umysłu, don Juan z książek Carlosa Castanedy określa go jako „temat tematów”, nie używa jednak nazwy „wetiko”, ale „latawiec”.
Ten rak duszy zarządza naszą percepcją ukrywając się i działając podstępnie, jest w nas i działa przez nas, ukrywając się przed byciem widzianym. Wetiko oślepia świadomość w taki sposób, że nie widzimy ukrytych przyczyn ukrytych za naszymi doświadczeniami. Wetiko jest formą psychicznej ślepoty, której nie widzimy, ale wydaje nam się widzialna.
Wetiko nastawia nasz geniusz kreacji rzeczywistości przeciwko nam, abyśmy byli oczarowani projekcyjnymi możliwościami naszego własnego umysłu. Ludzie dotknięci wetiko reagują na własne projekcje w świecie tak, jakby obiektywnie istniały i jakby funkcjonowały niezależnie nich, mylnie myśląc, że nie mają nic wspólnego z tworzeniem tego, na co reagują. Z biegiem czasu to bezustanne reagowanie i uwarunkowanie przez własną energię ma tendencję do generowania szalonych zachowań, które mogą manifestować się wewnętrznie lub na zewnątrz, na prawo i lewo. Jakby pod wpływem zaklęcia, jesteśmy w transie urzeczeni naszymi własnymi darami i talentami do śnienia naszego świata, nieświadomie hipnotyzując się daną nam przez Boga mocą tworzenia rzeczywistości, która obraca się przeciwko nam, torpedując nasz potencjał ewolucji.
Chociaż pochodzenie wetiko leży w psychice, w pewnym momencie rozwija się bardzo szybko, staje się samowystarczalne i osiąga pozorną autonomię jak potwór Frankensteina. Ten patologiczny fragment może wchłonąć zdrowe części psyche, robiąc z nich niewolników. W ciągu dalszym tego procesu wetiko uzyskuje zwierzchnictwo nad psychiką, jak legendarny tygrys, który po przywróceniu do życia ze swoich kości pożera maga, który go wskrzesił. Po czym trzyma w niewoli swojego stwórcę, który nie jest w stanie uciec od piekła stworzonego przez samego siebie. Osoba tak dotknięta staje się twórcą swojego własnego koszmaru „science-fiction” z sobą w roli głównej.
Jesteśmy w tak zaawansowanym stopniu nieświadomie przejęci przez ducha wetiko, że pasożyt przejmujący kontrolę nad naszymi mózgami i psychiką oszukuje nas, swojego gospodarza, a my jesteśmy przekonani, że karmimy się i wzmacniamy siebie, podczas gdy w rzeczywistości odżywiamy pasożyta. Zauważając naszą niemal nieograniczoną zdolność do samooszukiwania się, psychiatra R.D. Laing pisze, że „oszukujemy się własnym umysłem” (Laing, 73). Ludzie są szczególnie podatni na zaklęcia dzisiejszych mistrzów oszustwa, gdy nie mają kontaktu z żywą i samo-uwierzytelniającą się rzeczywistością ich własnego doświadczenia. Niewystarczająco znając naturę własnych umysłów, są nadmiernie podatni na przyjmowanie punktów widzenia i perspektywy innych, padają ofiarą dominujących przekonań stada i pasożyta wetiko. Kiedy zostajemy przejęci przez silniejsze siły psychiczne, nie wiemy, że jesteśmy przejęci przez coś innego niż my sami, co jest dokładnie tym, czego chce „wirus” wetiko.
Wetiko może także podświadomie sączyć formy myślowe i przekonania do naszych umysłów, które po nieświadomym uruchomieniu karmią wirusa i ostatecznie zabijają gospodarza. Wetiko pragnie naszej twórczej wyobraźni, której jemu brakuje. W rezultacie, jeśli nie użyjemy boskiego daru naszej twórczej wyobraźni do tworzenia własnego życia, wetiko użyje naszej wyobraźni przeciwko nam, ze śmiertelnymi konsekwencjami. Drapieżnik wetiko konkuruje z nami o nasz własny umysł, chcąc znaleźć się na naszym miejscu. Zamiast suwerennych istot, które świadomie tworzą za pomocą własnych myśli, stajemy się nieświadomie kreacją autorstwa wetiko, bo patogen wetiko myśli dosłownie za nas.
Jeśli nie zdajemy sobie sprawy z ukrytych operacji jakie wetiko wykonuje na nas, jest tak jakby obcy, metafizyczny „inny” byt skolonizował nasz umysł i ustanowił pozornie autonomiczny reżim, „rząd cienia” w psychice, na zewnątrz odzwierciedlony również jako przez „rząd cienia”, uciskający nas w obrębie naszej własnej istoty. Wirus wetiko paraliżuje ego sprowadzając je do stanu unieruchomienia i bezsilności, z którego wampirycznie wysysana jest siła życiowa i potencjał energetyczny. Podobnie jak zombie, jesteśmy bezwolni, popycha się nami jak figurkami na szachownicy, gra i manipuluje jak marionetkami na sznurku. Te bezosobowe, niematerialne siły, trzymają nas pod kontrolą, bez naszej wiedzy i świadomości grają z ukrytej pozycji wykorzystując naszą własną nieoświeconą psychikę. Wirus wetiko może istnieć tylko dzięki „brakowi zalet” naszych zaciemnionych i niezbadanych umysłów.
Gdy ta nieuczciwa, odrębna część włącza się w psychikę, zaczyna narzucać ego swoją wolę, manipulując, by uwierzyło, że to ono rządzi. Wetiko pozwala nam zachować naszą pozorną wolność i zdolność do przeżywania naszego „normalnego” życia, o ile nie stanowią one wyzwania ani nie zagrażają głębszym zamiarom tych złowrogich sił, aby scentralizować władzę i przejąć kontrolę. Ten wewnętrzny proces manifestuje się na zewnątrz w postępującej tendencji do odradzania się faszyzmu w społeczeństwach i polityce.
Zmiennokształtne wetiko, przyjmujące naszą formę, ten nieprzewidywalny i bystry drapieżnik dostaje się pod naszą skórę i „wkłada nas” jako swoje przebranie, podszywając się pod nas, a my dajemy się nabrać na jego fałszywą wersję tego, kim jesteśmy. Oszołomieni jego sztuczną i zatrważającą inteligencją, stajemy się dla siebie nierealni. Oszukani i otumanieni, stajemy się fałszywymi duplikatami naszych oryginalnych, prawdziwych jaźni. Kiedy zostajemy przejęci przez byt wetiko, paradoksalnie możemy subiektywnie doświadczyć siebie w przekonaniu, że doświadczamy siebie samych, ironicznie będąc najbardziej od siebie oddalonymi. Jest to równoczesny stan zespolenia i rozdzielenia, ponieważ części psychiki, które oddzieliły się od świadomości, przytłaczają i przejmują całość poprzez nasze nieuświadomione martwe punkty, niewidoczne dla nas. Nie należąc już do siebie, zaczynamy identyfikować się z tym, kim nie jesteśmy, zapominając, kim naprawdę jesteśmy, a czyniąc to, skutecznie tracimy kontakt z naszą duszą.
Psychiatra C.G. Jung używa dla wetiko określenia Antimimos, którym opisuje „naśladowcę i zasadę zła” (Jung, 371). Antimimos odnosi się do rodzaju oszustwa, które można by uznać za kontr mimikrę. Ta antymimon pneuma lub inaczej „fałszywy duch”, jak nazywa się to w Gnozie (Apokryf Jana, Robinson, 120), imituje coś (w tym przypadku nas samych), ale z zamiarem uczynienia kopii służącej celom przeciwnym tym oryginalnym. Antimimos to nikczemna siła, która próbuje nas uwieść, aby sprowadzić nas na manowce; powoduje odwrócenie wartości, przekształcając prawdę w fałsz i fałsz w prawdę, prowadząc nas do zapomnienia kim jesteśmy. Kiedy dajemy się nabrać na podstęp ducha będącego w rzeczywistości wilkiem w owczej skórze, stajemy się zdezorientowani, tracimy poczucie naszego powołania duchowego, celu naszego życia, a nawet nas samych. Pisarz i poeta Max Pulver powiedział, że „antymimon pneuma jest źródłem i przyczyną wszelkiego zła nękającego ludzką duszę”. Szanowany tekst gnostyczny Pistis Sophia mówi, że „antymimon pneuma przyczepiła się do ludzkości jak choroba” (Campbell, 254; por. Mead, 247ff.).
Gnostycy („ci, którzy wiedzą”) nazywają ten wywrotowy pasożyt umysłu „archonami”. Każda tradycja mądrości ma swój własny sposób symbolizowania wetiko; rzeczywiście, oświecenie wetiko czyni tradycję mądrości godną tej nazwy. Te tradycje obejmują buddyzm, kabałę, hawajską hunę, mistyczny islam, szamanizm i alchemię. Pomocne jest znalezienie innych linii i tradycji, które objaśniają chorobę wetiko na swój własny sposób. W ten sposób nasze wieloperspektywiczne spojrzenie może pozwolić nam zobaczyć coś, czego nie ujawnia żadna konkretna mapa lub model.
Wirusy, takie jak wetiko kopiują same siebie. Ale wirus nie może się sam replikować; musi użyć jakiegoś innego nośnika jako środka reprodukcji. Podobnie jak wampir, wirus wetiko pragnie tego, czego mu najbardziej brakuje – mistycznej esencji życia – „krwi” naszej duszy, naszej siły życiowej. Wampiryczny „nieumarły” wirus wetiko jest zasadniczo „martwą”, nieorganiczną materią przyjmującą pozornie żywą formę; tylko w żywej istocie i poprzez nią jest w stanie mieć jakiekolwiek życie. Te psychiczne wampiry są zmuszone do replikowania się przez nas, abyśmy mogli następnie przekazywać je innym. W wetiko istnieje kod lub logika, która infekuje świadomość, podobnie jak DNA wirusa przenika do komórki i infekuje ją. Psychoza wetiko jest wysoce zaraźliwa, rozprzestrzeniając się przez kanały naszej wspólnej kolektywnej nieświadomości. Ale wektory infekcji nie podróżują jak fizyczne patogeny. Ten wirus zarówno wzmacnia, jak i karmi się naszymi nieuświadomionymi ślepymi punktami, w ten sposób rozprzestrzeniając się w zamkniętym obszarze psyche. Największym niebezpieczeństwem zagrażającym dzisiejszej ludzkości jest prawdopodobieństwo, że miliony z nas tkwią w nieświadomości, wzmacniając nawzajem własne szaleństwo w taki sposób, że staniemy się nieświadomie współwinni naszej własnej destrukcji.
Najbardziej przerażającą częścią poddania się wpływowi wirusa wetiko jest to, że ostatecznie zanim ten akt nastąpi, konieczna jest akceptacja przez naszą wolną wolę, a konsekwencji czego, chętnie, choć nieświadomie i w niewiedzy jakie są skutki, poddajemy się naszemu niewolnictwu. Oznacza to, że nikt inny oprócz nas samych nie jest ostatecznie odpowiedzialny za naszą własną sytuację. Choć „relatywnie” realny, z absolutnego punktu widzenia, wirus wetiko nie ma obiektywnego istnienia bez możliwości korzystania z naszych własnych umysłów. Na zewnątrz nie ma istoty, która mogłaby ukraść nasze dusze, wymyślony fenomen wetiko, powstaje całkowicie w sferze umysłu i podstępem skłania nas samych do oddania go we władanie.
W przypadku choroby wetiko nie jesteśmy zainfekowani przez fizyczny, obiektywnie istniejący poza nami wirus, dlatego w rzeczywistości nie ma się czego obawiać, poza samym sobą. Pochodzenie psychozy wetiko leży całkowicie w ludzkiej psychice. Fakt, że wetiko jest wyrazem czegoś wewnątrz nas, oznacza, że lekarstwo na nas jest również w nas. Chociaż nie istnieje obiektywnie, patogen wetiko ma własną wirtualną rzeczywistość, która może potencjalnie zniszczyć nasz gatunek. Fakt, że to coś, co istnieje tylko jako funkcja nas samych, może nas zniszczyć, wskazuje nam tę niewiarygodnie ogromną, niewidzialną, ale w sumie niewykorzystywaną moc twórczą, która jest naszym prawem przysługującym z urodzenia.
Wetiko jest nielokalne, nie ograniczone do jednego miejsca, ponieważ jest wewnętrzną chorobą duszy, która wyraża się także w świecie zewnętrznym. Zatem nie jest ono ograniczone przez fałszywą dychotomię tematu/przedmiotu lub konwencjonalne prawa trójwymiarowej przestrzeni i czasu. W rzeczywistości jedną z unikalnych sztuczek wetiko jest wykorzystanie faktu, że nie ma rzeczywistej granicy między wnętrzem, a zewnętrzem. Wetiko nielokalnie przekazuje informacje i konfiguruje zdarzenia na świecie, aby synchronicznie wyrazić siebie, co oznacza, że tak jak we śnie wydarzenia w świecie zewnętrznym symbolicznie odzwierciedlają stan głębokiej psychiki każdego z nas. Jeśli nie rozumiemy, że nasz obecny światowy kryzys ma swoje korzenie i jest wyrazem ludzkiej psychiki, jesteśmy skazani na nieświadome powtarzanie i odtwarzanie niekończącego się cierpienia i zniszczenia w coraz bardziej wzmocnionej formie, jak gdybyśmy mieli powtarzające się koszmary.
W stopniu, w jakim nie jesteśmy świadomi istnienia tego wirusa umysłu, jesteśmy współwinni jego rozprzestrzeniania się. Ponieważ wetiko przenika podstawowe pole świadomości, potencjalnie wszyscy jesteśmy zainfekowani wetiko. Każdy z nas subiektywnie doświadcza wirusa wetiko na swój własny unikalny sposób, niezależnie od tego, jakich pojęć lub słów używamy, aby opisać swoje doświadczenia, a także niezależnie od tego czy wierzymy w takie rzeczy, czy nie. Jeśli zobaczymy kogoś, kto wydaje się być przejęty przez wetiko, prowadząc nas do myślenia, że to on ma chorobę, a my nie, oznacza to, że jesteśmy pod kontrolą wirusa, ponieważ wetiko żywi się separacją, polaryzacją i strachem przed innymi.
Zaczynamy stawać się odporni na wetiko, kiedy rozwijamy w sobie pokorę i uświadamiamy sobie, że każdy z nas, w każdej chwili, może potencjalnie być nieświadomie narzędziem działania tego wirusa. Podobnie jak wampir, wetiko nie znosi światła i oświecenia, gdy sobie to uświadomimy i zobaczymy jak potajemnie działa poprzez naszą własną świadomość, odbieramy mu pozorną autonomię i władzę nad nami, jednocześnie wzmacniając siebie.
Psychoza wetiko jest śnionym fenomenem, co oznacza, że wszyscy każdego dnia potencjalnie uczestniczymy i aktywnie współtworzymy epidemię wetiko. Wetiko karmi się naszą zasadą przymykania oczu na jego działanie; im mamy niższą świadomość jego istnienia, im słabiej go rozpoznajemy, tym staje się potężniejszy i niebezpieczniejszy. Ponieważ pochodzenie wetiko tkwi w ludzkiej psychice, rozpoznanie, jak ten wirus umysłu działa poprzez naszą nieświadomość, jest początkiem zdrowienia. Zwykle myślimy o oświeceniu jako o widzeniu światła, ale widzenie ciemności jest również formą oświecenia. Wetiko zmusza nas do zwrócenia uwagi na fundamentalną rolę, jaką psyche odgrywa w tworzeniu naszego doświadczania siebie i świata zewnętrznego. O naszej wspólnej przyszłości zadecydują przede wszystkim zmiany, które zachodzą w psychice ludzkości i to jest prawdziwym sednem świata.
Wetiko można zobaczyć tylko wtedy, gdy zaczynamy zdawać sobie sprawę z sennej natury naszego wszechświata, gdy rezygnujemy z punktu widzenia oddzielnej jaźni i rozpoznamy głębsze pole, którego wszyscy jesteśmy ekspresją, którego jesteśmy częścią i przez które wszyscy jesteśmy ze sobą połączeni. Energetycznym wyrazem tego uświadomienia i sposobem na rozpraszanie wetiko par excellence jest współczucie.
A także, największą ochroną przed przejęciem przez wetiko jest pozostawanie w kontakcie z naszym wewnętrznym Ja, wewnętrzną całością, która w rzeczywistości jest spokojna i opanowana, wtedy nasza Jaźń, całość naszej istoty staje się „nieprzejmowalna”. Kontakt z naszą prawdziwą naturą działa jak święty amulet lub talizman, osłaniając nas i chroniąc przed groźnym wetiko. Pokonujemy zło nie walcząc z nim (w tym przypadku, grając w jego grę, już od początku jesteśmy na straconych pozycjach), ale kontaktując się z częścią nas, która jest niewrażliwa na jego skutki. Dostrzegając wielowymiarowe sposoby, w jakie wirus wetiko zniekształca psychikę, możemy odkryć i doświadczyć niezniszczalnej części nas samych, która jest miejscem, z którego możemy mieć prawdziwy i trwały wpływ na nasz świat. To tak, jakby zło wirusa wetiko było samo w sobie narzędziem wyższej inteligencji, zaprojektowanej, by połączyć nas ze świętym, twórczym źródłem w nas samych. Testerzy ludzkości, te nielokalne siły wampiryczne są strażnikami progu naszej świadomej ewolucji.
Tak więc, mimo że wetiko jest dla ludzkości źródłem nieludzkości, jest jednocześnie największą katalityczną siłą ewolucji znaną ludzkości (jak również nieznaną), ponieważ jest ona impulsem do przebudzenia się z sennej natury Wszechświata. Podczas gdy typowy wirus mutuje, aby stać się odporny na nasze próby wyleczenia, zmienny wirus wetiko zmusza nas i staje się czynnikiem ewolucji. W sensie paradoksalnym nie leczymy wetiko; wetiko nas leczy. To niesamowite – to samo, co potencjalnie nas niszczy, jednocześnie nas budzi! Wetiko jest prawdziwym połączeniem przeciwieństw: jest najbardziej śmiercionośną trucizną i jednocześnie najskuteczniej uzdrawiającym lekiem. Czy wetiko nas zabije? Czy może nas obudzi? Wszystko zależy od uświadomienia sobie tego, co nam się ujawnia w doświadczaniu siebie i świata. Rokowania na epidemię wetiko zależą od tego, w jaki sposób będziemy ją śnili.”
~ Paul Levy, „Rozpraszając wetiko: łamanie klątwy zła” (Disspelling wetiko: breaking the curse of evil), 2013
************